wtorek, 28 marca 2017

Położyłem go i zasnął ;-).

Cześć.
Plan na dziś był taki że idziemy z Franiem na ścianę. Panowie Szamanowie nie mogli więc poszliśmy sami. Po pracy odebrałem Frania z przedszkola. Do domu mamy w porywach 5 minut autem, a Młody zdążył oko przymknąć. Już wiedziałem że dziś nie było drzemki tylko pewnie ogródek. Weszliśmy na szybko do paru sklepów, później popas, dalej szybkie przepakowanie i w drogę. Pojechaliśmy z nastawieniem aby bez spiny, ale spróbować zrobić jakiś progres. Nie obyło się oczywiście bez szaleństw na materacach :-)

Franio odkrył też nowe zastosowanie dla panelu (i kolejną co za tym idzie zabawę)- tablica. Znalazł kawałek różowej kredy i rysował.
Udało nam się też zrobić dwa wejścia na małpkę z żyrafką. Franio wchodzi do około połowy ściany i pojawia się problem z lękiem wysokości. Powoli jednak udaje się go przełamywać. Udało się tym razem robić jeszcze parę ruchów. Dziś motywacją były lody czekoladowe- zadziałało :-).

Znalazłem Młodemu kolejną rozrywkę a przy okazji sposób ma oswajanie się z wysokością i przestrzenią. Po drugim wejściu nieco wystraszony wysokością usłyszał pytanie czy chce na huśtawkę. Od razu się uśmiechnął i powiedział że tak. Nieco się zdziwił jak usłyszał żeby nie zdejmował uprzęży bo będzie do huśtawki potrzebna ;-). Znalazłem liną oddaloną od ścian, wiszącą z sufitu. Ósemeczka u niego, ja asekuruje i podnoszę go w górę. Franio nie może się złapać za chwyty i polega jedynie na mnie i na linie. Bał się ale widać było że mu się podobało.
Na początek nisko- tak aby nasze głowy zrównały się wysokością. Troszkę nim pobujałem. Udało się też na jakiś czas puścić linę- wcale nie trzeba się jej tak kurczowo trzymać ;-). Finalnie osiągnęliśmy wysokość taką że brakowało mi ze 20 centymetrów aby wyprostowaną ręką złapać go za nóżkę. Cały czas też pytałem czy się boi, czy spada...... Wszystko było ok, nawet mniej lęku niż przy ścianie.
Na koniec zapytałem go też czy chce być opuszczony wolno czy trochę szybciej. Chciał szybciej- było szybciej. Oczywiście lotu swobodnego nie było, ale jak na niego nieźle. Nawet całkiem mu się spodobało. Najbardziej z tego wszystkiego cieszy mnie to że chce tu przychodzić. Nie zawsze chce się wspinać, ale lubi tu przebywać, odnajduje się. A z czasem może się to wszystko rozwinie.

W drodze powrotnej (niewiele dłuższa od opisanej wyżej) też się Młodemu oczko przymknęło, jednak po kolacji i kąpieli chyba nie zdążyłem wyjść z pokoju po położeniu go i spał. Padł jak kawka.

My tu sobie z Franulem śmigamy w pionie podczas gdy mamusia kręci korbami. Kręci dla przyjemności, ale również w celach czysto lokomocyjnych A->B. I tak też dziś po raz pierwszy pojechała rowerem do nowej pracy. W jedną stronę 15 kilometrów a do tego nie znała części trasy. Podczas gdy ja dopiero przełączałem drzemkę Kasia już wychodziła- a było 15 po piątej. Dojechała w półtorej godziny. Ja wiem że to nie rekord, ale jak na kobietę objuczoną ;-) wielkim i ciężkim plecakiem na częściowo nieznanej trasie w czasie gdy większość z nas dopiero wstaje jest naprawdę nieźle. Jeszcze tylko musi stamtąd wrócić- dobrze że plecak będzie lżejszy :-). Jak znam życie niedługo urwie ze 20 minut z tego czasu. Mam nadzieje że nam z Franiem też uda się niedługo przerzucić na rower. No i oczywiście skończyć jego rowerek.

Do zobaczenia.

Pozdrawiamy

2 komentarze:

Karolina pisze...

Widzę, że jesteście bardzo aktywną rodziną. Ja też biegam, z córką w wózku. Męża jakoś nie mogę namówić, bo mówi, że to nie dla niego. Ale za to kupił dla mnie i córki rowerek do joggingu z nordic caba, by było nam dobrze biegać. Maja ma dopiero 2 latka i jeszcze nie uczestniczyła w żadnych maratonach ja zresztą też nie, ale kto wie może i my kiedyś się skusimy na taki bieg. Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszych sukcesów! :)

Jakub Karnicki pisze...

Dziękuje za miłe słowa. Być może uda się męża namówić na jakiś inny sport- jest w czym wybierać ;-). Fajnie że macie rowerek- my właśnie poszukujemy wózka biegowego/ przyczepki z funkcją wózka. Co do maratonów to tez w takich nie startowaliśmy, ale połówki zdarzały nam się. Warto wystartować w zawodach choć po to aby zobaczyć jak to jest- gwarantuje- spodoba się Pani :-). A dla dziecka takie zawody to też super sprawa- Młody w pierwszych wystartował jak miał trzy lata- najmłodsza kategoria to była.
Dziękuje i życzę jak najwięcej przyjemności z aktywności oraz wszystkiego dobrego.