niedziela, 27 sierpnia 2017

A może byśmy gdzieś pojechali....

Witam.
Do tego "a może byśmy gdzieś pojechali" zbieraliśmy się już od dłuższego czasu. Zbieraliśmy ale zawsze było coś ważniejszego. W sumie teraz też było kilka spraw do załatwienia na już, ale jednak wybraliśmy opcje wypadu- odpowiednie priorytety muszą być ;-).
Cel ustalony już dawno- chciałem zabrać rodzinkę do jakiegoś zamku, ewentualnie ruin po takowym. Szukałem w czeluściach sieci aż trafiłem na stronę  Zamki Polskie. Wybór padł na Drzewicę. Pomyślałem jednak że tak jechać około 100km w jedną stronę tylko do ruin zamku- średni pomysł, trzeba obejrzeć również coś po drodze. Dzięki małej podpowiedzi i zerknięciu na mapę trafiliśmy do Grot Nadgórzyckich oraz  Skansenu Rzeki Pilicy.
Ustaliliśmy że jak wrócę w sobotę z nocki zdrzemnę się do około wpół do dziesiątej, ogarnę i ruszymy. Tradycyjnie ruszyliśmy z małym opóźnieniem czyli o ile dobrze pamiętam o 12, ale wstałem punktualnie ;-). Po drodze testowaliśmy nową aplikacje do nawigacji- z małym slalomem, ale dotarliśmy do celów :-). Szczegółów zdradzać nie będę- trzeba jechać, posłuchać i zobaczyć:



Na miejscu okazało się że wejście tylko z przewodnikiem- trzeba było poczekać z 20 minut. Warto jednak- pan naprawdę ciekawie opowiadał. Proponuję weźcie ze sobą ciepłe bluzy ;-).
W skansenie urzekł nas przystanek kolejowy z 1896- wykonany całkowicie z drewna- odrestaurowany od stanu ruiny.
Znajduje się tam również pojazd o którym zapewne wielu słyszało- niemiecki ciężki ciągnik artyleryjski z czasów drugiej wojny światowej wyciągnięty w 1999 roku z Pilicy.




 



Następnie po przejściu na drugą stronę ulicy trafiliśmy do Rezerwatu przyrody Niebieskie Źródła. Tam oczywiście pojawił się problem że Franio chce karmić kaczki a nie mamy chleba- tego nie przewidzieliśmy. Udało się na szczęście dalej ruszyć ścieżką dydaktyczną na końcu której znajdują się źródła. Same źródła wrażenia na nas nie zrobiły, ale całe otoczenie po drodze tak. Choćby dzięki ciekawemu klimatowi jaki towarzyszy miejscu oraz możliwościom zabawy aparatem:




 Finalnie do Drzewicy nie dotarliśmy gdyż brakło nam czasu. Raz ruszyliśmy późno a 2 nie myślałem że aż tyle nam zejdzie w tych trzech miejscach. Ruiny raczej jeszcze postoją więc będą na następny wypad. Tylko tym razem zaczniemy od nich a dopiero potem pojedziemy w kolejne miejsca ;-).

A co do zabawy aparatem. Do niedawna korzystaliśmy z dwunastoletniego kompakta- było ok. Niestety umarł. Zmuszeni byliśmy przesiąść się na telefony. Niestety szewc w dziurawych butach chodzi- w każdym telefonie pojawia mi się problem z łapaniem ostrości przez aparat- pech jakiś. Wpadłem wiec na pomysł aby pożyczyć aparat (obojętnie jaki), okazało się że leży sobie taki jeden smutny i samotny w pewnej szafie- udało się pożyczyć. Dzięki Szamanowie ;-). Od paru dni uczymy się i bawimy. A co mnie bardzo zdziwiło zabawa spodobała się Kasi- do tego stopnia że na wypadzie zrobiła większość zdjęć- chyba będzie nowa zajawka ;-). Trzeba przyznać że wychodzą jej super.
Pozostaje nam tylko ogarnąć grafik na wrzesień i planować kolejny wypad, póki jest znośnie ciepło.
Pozdrawiamy

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Weekendowo.

Witam.
Ostatni weekend spędziliśmy w miarę aktywnie. Kasia w sobotę była na dzień w pracy więc postanowiliśmy się wybrać z Franiem na ściankę. Początkowo mieliśmy iść na Spota, jednak po namowach Kasi wybraliśmy się na Strato. Czemu? Franio ma nieco problem z wysokością. Jest on jednak dość dziwny. Jeśli robimy huśtawkę (Franio przywiązany do liny znajdującej się daleko od ściany) to Młody pozwala się wciągnąć praktycznie pod sam sufit i nie ma praktycznie w ogóle problemu z wysokością. Jeśli jednak idzie po ścianie to w około połowie tego co osiąga na huśtawce ma blokadę i boi się iść dalej tłumacząc że jest za wysoko. Staramy się powoli ten lęk zwalczać. Tym razem udało się dość do 3/4 żyrafki. Mamy nadzieje że uda się niebawem pokonać całą ;-). Powoli i małymi kroczkami ale skutecznie do przodu.

Oczywiście poza wspinaniem i bujaniem się Franio miał też masę zabawy z bieganiem po materacach, jeżdżeniem autkami oraz pisaniem grudkami magnezji po ścianie :-).
Ja za to z racji braku partnera na drugi koniec liny (wygrzewa się z rodzinką w Bułgarii ;-)) przypomniałem sobie o starym i nieśmiertelnym pomyśle trawersów.

Zrobiłem po kilka obwodów na każdej ze ścian- udało się pozytywnie zmęczyć- trening jak najbardziej efektywny.
Będąc w domu umówiliśmy się we trójkę że niebawem pójdziemy razem na ściankę. Kasia troszkę po wchodzi a Franio spróbuje wejść do topu żyrafki- trzymajcie proszę kciuki.

Na niedziele zaplanowaliśmy wspólne bieganie. Mieliśmy zapakować Frania we wózek biegowy i ruszyć we trójkę na Arturówek robiąc przerwę na placu zabaw. Wyszło niestety zupełnie inaczej z przyczyn średnio od nas zależnych. Otóż ruszyliśmy się z domu dopiero pod wieczór i do oddzielnie. Najpierw ja na dyszkę, a później Kasia na piąteczkę. Co zrobić- jak się nie ma co się lubi,...
Pozdrawiamy.

P.S.
Musimy się zapisać na jakieś biegi- dawno nie startowaliśmy- Turcja pochłonęła nas bez reszty :-).