czwartek, 29 września 2016

50tka.

Cześć.
Chciałbym napisać że właśnie przebiegłem 50km, ale będzie mi to trudno osiągnąć. Na szczęście do 50 lat trochę mi jeszcze brakuje. Za to już po raz 50ty Wam marudzę. Ostatnio z wielu powodów trochę cicho byłem, jednak jutro rano ostatni antybiotyk i ruszamy z ruchem. Plany jak zwykle ambitne ale co z tego wyjdzie to się okaże.
Postaram się pisać nieco więcej bo i mam nadzieje będzie o czym. Trzeba tylko mentalnie przygotować się na niższe temperatury i będzie ok.
Pozdrawiam

czwartek, 22 września 2016

Ciastki

Witam.
Trochę ostatnio zaniemówiłem- dosłownie i w przenośni. Miała być wspólna rodzinna eskapada, ale niestety chłopaki się rozchorowali. Franio miał zapalenie krtani a jego przyjaciel zapalenie oskrzeli i płuc- chyba poszaleli w tym przedszkolu :-). Niestety musieliśmy wypad odwołać, jednak nie zrezygnowaliśmy- jak tylko chłopaki wyzdrowieją będziemy szukać wolnego terminu.
Tym czasem pierwszy okres choroby Franek siedział ze mną w domu. Niestety z temperaturą więc nawet na zabawę zbytnio nie miał ochoty. Za to drugi tydzień już z mamusią. Zdążył dojść do siebie wiec praktycznie co dzień mają nowe zabawy. W jedno popołudnie postanowili wspólnie upiec ciastka. Kasia była przekonana że będzie to fajna zabawa, jednak Młodemu najbardziej poza wykrawaniem ciastek spodobało się jego wałkowanie i młotkowanie :-).
Dobra zabawa była również przy smarowaniu blach.
A ciasteczka wyszły przepyszne. Co prawda nie do końca interesowało go wyrabianie ciasta ale i tak wykazał się sporą dozą cierpliwości jak na niego. Musimy pokazać mu jak się robi mielone ;-).

Niestety co do zaniemówienia to nie dotyczy jedynie bloga ale również mojego głosu- chyba złapałem wirusa od Franka i ledwo mówię- żeby się przebić wśród rozmówców musze machać ręką bo nikt mnie nie słyszy;-). Co pech to pech. Jesień co prawda się rozkręca ale chętnie albo bym pobiegał, albo gdzieś wyskoczył z rodzinką a tu jak nie jeden to drugi musi się kurować. Oby jeszcze Kasi nie dopadło.... A szczerze mówiąc aż ciężko mi się powstrzymać aby nie wyskoczyć na jakiś trening czy to w pionie czy w poziomie. Na pewno jak tylko wyzdrowieje ruszymy z kopyta.
Pozdrawiamy

poniedziałek, 12 września 2016

Prawie jak normalna rodzina.

Witam.
Tak się złożyło że ten weekend udało nam się spędzić rodzinnie. Nie dość że oboje z Kasią mieliśmy wolne razem dwa dni to jeszcze nie musieliśmy tego czasu poświęcać na zakupy czy inne takie sprawy.
Sobotę spędziliśmy kolorując się w Wawie natomiast niedziele w Łodzi w siodłach.
Planów było kilka do wyboru jednak tym razem z winy Franio musieliśmy zrezygnować zarówno z wypadu do Kasi rodziców na działkę jak i z Moto Weteran Bazaru. Wszystko przez to że mogliśmy wyjść dopiero w okolicach 13. Na szczęście pozostał jeszcze jeden pomysł- Ogólnopolski Festiwal Baniek Mydlanych który odbywał się w Manufakturze. Tak więc wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy. Cóż... nazwa troszkę na wyrost- parę rozstawionych wiader z płynem oraz akcesoriami do baniek robienia. Mały namiocik ze sprzętem do kupienia oraz pan który przez mikrofon zabawiał dzieci i nie tylko z entuzjazmem z którym ja oglądam programy o polityce ;-). Udało mi się dorwać do wiaderka i sprzętu który ktoś zwolnił- zawołałem Frania jednak ten zamiast bańki robić wolał je tradycyjnie zbijać.

Po kilku chwilach miałem wokół siebie całe stado szarańczy które tylko czekało aż uda mi się zrobić jakieś bańki... Jak nam się znudziło to poczekaliśmy trochę w kolejce do trampoliny. Jak już odstaliśmy swoje stwierdziliśmy że chyba nie warto i lepiej będzie na Arturówku- chyba wreszcie otworzyli ten nowy plac zabaw. Wskoczyliśmy znów na rowerki i dalej w drogę. Okazało się że plac jest już otwarty ale również że na jednej z ławek siedzi chłopak którego przed kilkoma chwilami wyciągnięto topiącego się z wody. Patrząc na to co się z nim dzieje Kasia szybko zadzwoniła po "karetę" a my z Frankiem na prośbę dyspozytora wyszliśmy jej machać gdzie ma jechać. Ale Franio miał frajdę pokazując kierowcy gdzie ma jechać- chyba spełniło się jakieś jego małe marzenie :-). Suma summarum chłopak pojechał do szpitala a my na plac zabaw. Plac co prawda niedokończony, ale naprawdę fajny. Jest tam wiele konstrukcji których nie widziałem na innych placach- zdecydowanie warto się tam udać.

Młody jeździł też trochę crossem.
Po placu jedzonko (dla każdego coś dobrego) i dalej dla odmiany plac zabaw- a co tam. Tym jednak razem spotkaliśmy Agę z Krzyśkiem i Kubusiem- pozdrawiamy (miałem niestety dobre przeczucie ;-)).
Z placu pojechaliśmy już jednak na drobne zakupy- trzeba było zrobić jakiś obiadek do pracy na poniedziałek. Mieliśmy dziś na tyle luźny plan że jadąc do sklepu pomyśleliśmy ciekawe gdzie ta droga prowadzi i.... sprawdziliśmy :-). Jeżdżąc tak sobie zrobiliśmy 26 kilometrów.

Niestety jak się później okazało czekała nas tego dnia jeszcze jedna wycieczka, na którą nie mogliśmy już jechać rowerami... nocna pomoc lekarska. Wyszliśmy z zapaleniem krtani. A cały czas było tak ładnie i nic się nie działo- nawet katarku...
Cóż- obiad w sumie już mamy ;-), tyle że miałem zjeść go w pracy...- w tym tygodniu bawimy się w takim razie w pilota. Kurujemy się jednak szybciutka ponieważ w przyszły poniedziałek czeka nas wspólna rodzinna eskapada :-).
Do zobaczenia.

niedziela, 11 września 2016

The Color Run Warszawa

Cześć.
Jakiś czas temu kolega Robert zaproponował wspólny start w Color Run w Warszawie. Zebrała nas się w sumie dziewiątka w tym Franek i czteroletni Maciek jednak biegliśmy oddzielnie. Startowaliśmy o 14 z okolic stadionu narodowego, jednak odbiór pakietów był w galerii Mokotów więc musieliśmy wyjechać nieco wcześniej.
Nawet udało nam się trafić bez większych problemów. Na bieg zaparkowaliśmy dosłownie pod Narodowym- niestety płatnie, ale za to chłodno w aucie i blisko co później nas nieco uratowało :-). Przepraliśmy się na parkingu i udaliśmy się w kierunku okolic startu. Gotowi!
Odbywał się tam cały festyn jednak my usiedliśmy sobie nieco zboku całego zgiełku w cieniu na krawężniku. Siedzieliśmy tak sobie, Franek wędrował po okolicy aż w pewnym momencie podszedł i zapytał czy może już się wreszcie wygłupiać- czemu nie.
Chwile przed startem Kasia zauważyła że Franek powoli zaczyna odlatywać wiec szybciutko poszedłem po wózek spacerówkę. Droga i szaleństwa wyssały z niego zapasy energii. Nie pamiętam kiedy ostatnio z niego korzystaliśmy, ale tym razem coś Kasi podpowiedziało że może się przydać. A przydał się nie tylko jako wozidło dla Młodego ale również jako bagażówka na dodatkową wodę (a mieliśmy już w plecaku). Ustaliliśmy że Kasia z Franiem idzie na start a ja z wózkiem ich znajdę znalazłem przez przypadek wszystkich naszych znajomych a ich znaleźć nie mogłem. Dobrze że star się przeciągnął bo tak to chyba bym ich nie znalazł. Większość drogi przebiegliśmy od czasu do czasu zmieniając się na stanowisku pchacza wózkowego. Franek na początku był znudzony, jednak przy pierwszym sypaniu ;-) kolorowym proszkiem odsłonił dach i też zaczął się bawić i cieszyć.

Po drodze byliśmy żółtymi kurczaczkami, niebieskimi smerfami, czerwonymi kotkami i świnką Pepą ;-).

Na mecie dostaliśmy medale, wodziankę i dodatkowe woreczki kolorowego proszku na dalszą zabawę na festynie, jednak zbyt długo nie zostaliśmy.
Jak to mówią brudne dziecko to szczęśliwe dziecko- prawda.
Na koniec wycieczki Franek jeszcze się troszkę dobrudził i umył szalejąc na ślizgawce.


Radość niesamowita. Mimo dużego zmęczenia Franek nie zasnął w wózku podczas biegu a wręcz bardzo dobrze się bawił. Natomiast ślizgawka sprawiła że od razu odżył. Odżył do tego stopnia że nie mogliśmy go wyciągnąć a jak już się udało to się obraził. Jednak propozycja tradycyjnego postoju na fryciochy poprawiła mu humor. Po tych wszystkich szaleństwa pokolorowani poszliśmy do auta, przebraliśmy się i ruszyliśmy. Niestety na fryciochy nie udało nam się dotrzeć gdyż...
Ktoś odleciał nim zdążyliśmy z Narodowego wyjechać. Pojechaliśmy więc prosto do domciu- Nianio całą drogę przespał.
Wreszcie udało nam się spędzić trochę czasu jak normalna rodzina- razem. A i zrobiliśmy wspólnie coś fajnego. Jutro a właściwie dziś niedziela, warianty mamy dwa, ale co z tego wyjdzie to się okaże...
A co do samej trasy to wyglądała ona tak:
Ogólnie sama impreza bardzo fajna jednak przy takiej pogodzie zdecydowanie zbyt długo trzymano nas na linii startu i przydałby się po drodze jakiś wodopój. Ale to tylko szczegóły. Być może to kiedyś powtórzymy ale może w innym mieście dla odmiany...
Pozdrawiamy