czwartek, 27 października 2016

Duży serwis- przerwa techniczna.

Cześć.
Ostatnio pisałem o zawodach w Uniejowie w których startowałem sam. Przykro mi było że biegłem bez Kasi, ale musiała się wykurować podczas gdy ja wykręciłem życiówke. Pocieszałem ją na różne sposoby aż okazało się że role się odwróciły. 11,11,2016 mieliśmy razem, a nawet we trójkę z Franiem startować w Biegu Niepodległości w Krakowie. Okazało się że Kasia będzie musiała wystartować sama.
Niestety mój organizm nieco się rozregulował i wymaga serwisu ;-). Na szczęście najgorszy scenariusz się nie sprawdził, ale rewelacji też nie ma. Ogólnie rzecz biorąc mam problem z krzepnięciem krwi a co za tym idzie większa rana może być dla mnie niebezpieczna, nie mówiąc już o krwawieniach wewnętrznych np. po jakimś upadku czy wywrotce. Małe rozcięcie kolana które normalnie przestałoby krwawić po 1 dniu u mnie przestało po 3 dniach.
Niestety pani hematolog zakazała mi praktycznie wszelkich aktywności- mogę co najwyżej spacerować, ale i tak musze bardzo uważać. Mogę na przykład ścigać się z emerytami do przychodni- ale i tak dla mnie może być to niebezpieczne, bo jak dostane laską jakoś niefortunnie to średnio może się to skończyć.
Niestety przez to wszystko pewnie w najbliższym czasie nieco mniej będę Wam marudzić, ale jak tylko wszystko się wyjaśni ruszę cztery litery. Szczerze mówiąc to już nie mogę się doczekać. Nosi mnie w tym domu, ale niestety musze być grzeczny. Pewnie przy najbliższej możliwej okazji nieco pospaceruje :-).
Dziękuje tym którzy pomogli i wspierali w ciężkich chwilach- zwłaszcza moim Skarbom.
Pozdrawiam

poniedziałek, 17 października 2016

Uniejowski bieg po raz drugi.

Witam.
Jakiś czas temu zapisaliśmy się z Kasią na X Bieg do gorących źródeł w Uniejowie. Oboje w miedzy czasie się nieco pochorowaliśmy, ale niestety tylko mnie udało się wykurować więc startowałem sam. Tym samym wyrównaliśmy swoje ilości startów w tych zawodach- w edycji ósmej startowała tylko Kasia (ja jeszcze nie biegałem), w dziewiątej razem a teraz ja sam.
Kasia zważając na aurę oraz to że dzień wcześniej wzięła ostatni antybiotyk odpuściła tym razem. Musze przyznać że był to mój pierwszy start bez niej w zawodach. Jakoś dziwnie mi było. Zawsze biegliśmy razem i nawzajem się wspieraliśmy a teraz sam. Co zrobić- jakoś pobiegnę. W dniu startu od samego rana pobolewała mnie dosyć mocno łydka, ale stwierdziłem że wystartuje- najwyżej zejdę z trasy- mówi się trudno. Jednak o dziwo podczas biegu nie bolała w ogóle. Tradycyjnie przy zawodach miałem problem z rozgrzewką- nigdy nie mogę się wstrzelić z czasem i robię za wcześnie albo za późno. Tym razem było za wcześnie- zanim wystartowałem zdążyłem sporo wystygnąć- w dużej mierze przez chłodny wiatr. 13,30- start. Ruszyłem wraz z tłumem, nie biegłem zbyt szybko jednak coś z tyłu głowy podpowiadało mi że chyba powinienem nieco zwolnić. Biegłem stabilnym tempem co jakiś czas wyprzedzając zawodników. Niestety po 5tym kilometrze zaczęły mnie łapać kolki. Nauczyłem się na treningach jak biegać z kolką ale niestety musiałem nieco zwolnić. Jak kolka łapała zwalniałem- puszczała, przyspieszałem. Cały czas coś pchało mnie aby nie zwalniać za bardzo i trzymać tempo. Niestety po 8mym kilometrze opuściły mnie siły. Po prostu rozładowałem się. Do tej pory nigdy tak mi się nie stało na takim dystansie. Przy 17stym kilometrze tak, ale ósmy?!?!?!?! Cóż- ostatnie dwa to była prawdziwa walka i powtarzanie w głowie tylko się nie zatrzymuj, nie idź, musisz biec- dasz rade, już tylko 2 kilometry, jeden, tylko 500 metrów, już widać metę.
Bardzo dużo pomogli mi na ostatnim kilometrze najlepsi kibice na świecie- Kasia z Franiem- mimo kiepskiej pogody przyszli kibicować- dziękuje.
Trasa jak co roku bez zmian wyglądała tak:
Jak się później okazało udało mi się pobić moją dotychczasową życiówkę o 5 minut i wykręcić 53,52 minuty. Szczerze mówiąc zdziwił mnie ten wynik. Ciężko mi się biegło a momentami wręcz walczyłem ze sobą aby utrzymać tempo i nawet nie odpuścić. Jak się jednak okazało można wygrać nawet ze zmęczeniem, bólem i samym sobą :-). A może jak poćwiczę to zejdę poniżej 50 minut ;-).
Dziękuje przede wszystkim moim super kibicom- bez Was pewnie bym odpuścił.

Nie samym jednak bieganiem człowiek żyje i ostatnio byłem też trochę na ściance... i zaraz pewnie też pójdę. Udało mi się zrobić parę dróg. Co prawda założonego celu nie zrobiłem ale i tak było fajnie. Co prawda jak na razie mój poziom trudności a raczej ich brak to łatwy:

Oraz bardzo łatwy, ale dobre i to.

Jednak trening czyni mistrza więc do dzieła.
Pozdrawiam

sobota, 8 października 2016

Nawijamy kilometry.

Cześć.
Mentalnie przestawiłem się już na niższe temperatury. Niestety zrobiły się tak niskie że na razie musze nawet odpuścić jazdę rowerem z Frankiem do przedszkola. Być może niedługo wrócimy, ale jeszcze trochę. Kasia cały czas jeździ do prac rowerem a mnie pozostało wykorzystywanie wolnych chwil na ten sport. Taką wolną chwile udało się znaleźć dziś i na spontanie wyskoczyłem pojeździć. Co prawda nie miałem aż takiego banana na twarzy jak przy wczorajszym bieganiu ale jednak. Miałem jedynie półtorej godziny, musiałem zdążyć aby zdążyć do pracy mogła Kasia. Padło więc na wariant z którego mogę w miarę szybko wrócić. Pędząc przez Arturówek lekko się zakręciłem ;-)
Jednak pojechałem dalej w kierunku leśnictwa a następnie dróżkami wzdłuż stawów do Wycieczkowej i Okólnej. Jadąc Okólną zastanawiałem się czy nie wyląduje w Strykowie, ale na szczęście moje obawy nie spełniły się. Wylądowałem za to na Łodziance z której trafiłem na Koniakowską gdzie pogoniły mnie dwa psy. Jak się okazuje zamykanie bramy nawet w tak dużym mieście nie dla wszystkich jest oczywiste. Dobrze że były to nie duże kundelki a nie na przykład dobermany które widziałem parę posesji wcześniej. Nie zmienia to faktu że szybkie były....
Następnie lawirowałem w okolicach ulic Stasia i Woskowej prawie skręcając sobie kark- takie tam skromne domeczki stoją że nie wiedziałem czy na prawo czy na lewo się gapić. Dalej już Strykowską oraz slalomem między autami Wojska Polskiego, grzecznie poboczem Lutomierską i jeszcze grzeczniej Włókniarką i jej ścieżką rowerową do domciu. Wyszło mi tego niecałe 25 kilometrów.
Chciało by się więcej ale czasu brakło. Może następnym razem.

A cofając się w czasie nieco, rano z Frankiem pojechaliśmy pozałatwiać parę spraw i Młody dorwał Kadeciora C (ostatni z napędem na tył).
Do pedałów nie sięga wiec latania bokiem nie było, ale pewne jest że podobają mu się klasyki- stary się cieszy, bo też lubi.
Pozdrawiamy i do zobaczenia.

piątek, 7 października 2016

Miało być pięknie a wyszło jak zwykle.

Witam.
Ostatnio chwaliłem się że będę miał intensywny treningowo tydzień. Miałem urlop i chciałem go wykorzystać na poprawę formy. Pomijając kwestię pogody która ostatnio nie rozpieszczała zamiast trenować musiałem siedzieć w domu i żreć kolejny antybiotyk do tego irytując się na jeszcze większą niż ostatnio temperatura (niestety nie chodziło o temperaturę powietrza).
Na szczęście wczoraj rano antybiotyk się skończył. Niestety nie jestem tak do końca zdrowy, ale siedzenie w bezruchu trzeci tydzień (albo nawet więcej) spowodowało że musiałem wyjść. Po prostu już mnie w domu roznosi.
Ostatnio jak biegałem było wręcz gorąco, teraz trzeba było powrócić do nieco cieplejszych ubrań.
Co prawda po drodze było trochę gorąco ale bałem się nawet zdjąć czapkę aby znów się nie rozchorować- wszystko byle nie to. Kasia namawiała mnie abym po tak długiej przerwie przebiegł sobie tak ze dwa kilometry na rozruszanie. Jednak Karnicki jest uparty i nie posłuchał. Oczywiście biegłem trasą która pozwalała na ewentualne jej skrócenie ale odsuwałem tą myśl gdzieś daleko.
Przebiegłem wiec sobie 4,66km w nieco ponad 28 minut.  W sumie jak na tak długą przerwę i dwa antybiotyki które mają na moją formę destrukcyjne działanie nie jest źle.
Teraz pozostaje jedynie pilnować aby znów się nie rozłożyć i śrubować formę A w przyszłym tygodniu pójdę się tez trochę rozwspinać.
Pozdrawiam