niedziela, 27 grudnia 2015

Nuda, nic sie nie dzieje, święta.......

Cześć.
Dawno nic nie pisałem, bo w sumie to nic się nie działo. Wszedłem w ciągłe nocki wiec próbujemy jakoś ogarnąć system ;-). Święta większość spędziliśmy w pracy w wolnych chwilach odsypiając i to też oddzielnie, ale......... urodziło mi się już kilka ciekawych projektów :-). W sumie to dwa zaczynam już powoli realizować.



Trzymajcie kciuki i wszystkiego dobrego w nowym roku.
Pzdr

środa, 9 grudnia 2015

Mohery i pierniki.....

Cześć.
W ostatni weekend udało się wreszcie wyskoczyć, trochę odstresować. Już jakiś czas temu zapisaliśmy się na Półmaraton Św, Mikołajów. To był nasz drugi bieg na takim dystansie- wcześniej Płock. Ustaliliśmy że jedziemy ze znajomymi z Kasi pracy, Agatą i Łukaszem (też biegają) na cały weekend, a co tam. W piątek wieczorem wyeksmitowaliśmy Frania do dziadków- dawno tak szybko nie wracałem do domu ;-). Wyjazd zaplanowaliśmy na sobotę ok 10, ale tak bez spiny. Skoro wyruszamy tak późno, a chata wolna to możemy wieczorem napić się trochę wina. Jasne- zanim wszystko ogarnęliśmy upłynęło na tyle czasu do którego dołożyło się zmęczenie że w łóżku zamiast dyskutować i sączyć wino padliśmy jak kawki.
Sobota 7.00- budzik -> drzemka -> drzemka..........->drzemka 8.00. Dobra wstajemy. Kawa zrobiona. Niestety tutaj popełniliśmy błąd- włączyliśmy kabaret i zamiast się szykować siedzieliśmy jak te mimozy gapiąc się w tv- jak na luzie to na luzie. Miałem jeszcze poza pomocą w pakowaniu odkurzyć, umyć i zatankować auto. Zdążyłem na szybciutko odkurzyć (dawno takiego śmietnika nie było- z kawałków chrupek styropianowych można było by ze dwa całe ułożyć- takie puzzle 3D :-)) i zatankować. I tak z opóźnieniem ok godziny pojechaliśmy po Agatę i Łukasza. Komu w drogę temu.....
Tak sobie jechaliśmy już A1 i coś zaczęło mi nie pasować w ilości kilometrów. Przecież liczyłem że powinniśmy wyrobić się na jednej butli (ok 240km). Tak jasne- powinniśmy, tyle że 170km razy dwa to 340 a nie 240- boże, nawet się nie przyznałem- tępa strzała ;-).
Szybko dojechaliśmy na miejsce do Hostel Orange przy Jęczmiennej 11, czyli w samym centrum. Zdecydowanie mogę to miejsce polecić- jest na starówce, czystko, schludnie, dostępne naczynia, kawa, herbata, cukier, lodówka. Zapłaciliśmy 90pln za pokoje dwuosobowe za dobę. Do tego po wykwaterowaniu mogliśmy zostawić bagaże w przechowalni a po biegu na spokojnie się wykąpać i przepakować.
Co do dalszej części soboty- plan do zrealizowania- pełen relaks i ewentualnie odbiór pakietów startowych. Ale przede wszystkim jedzonko- cały wyjazd (poza śniadaniem- to mieliśmy ze sobą) jedliśmy w sieciówkach- następnym razem chyba już tak nie zrobimy. Po jedzonku szwędanie się bez celu po całym starym mieście oraz korzystanie z dobrodziejstw natury ;-). Zamiast pisać trochę zdjęć:










Podczas spacerowania przypomniało nam się że mieliśmy odebrać pakiety startowe- znaleźliśmy na stronie gdzie trzeba iść, komisyjnie (żeby nie było na kogo zwalić winy :-)) wcisnęliśmy link do mapy i w drogę. Nagle klucząc po mieście zaczęliśmy słyszeć "anielskie śpiewy". Od razu piszę że nie było aż tak słabo żebyśmy mieli omamy..... A co najciekawsze były coraz głośniejsze. Nagle wychodząc zza winkla zobaczyliśmy wielki migający, ruchomy, kolorowy  napis 24 lata Radia Maryja. Tego jeszcze nie grali. Doszliśmy jednak do wniosku ze tych urodzin świętować nie będziemy i poszliśmy na plac zabaw- tam było znacznie ciekawiej ;-). Nawet mimo wszystkich przeciwności losu, stanu dzięki któremu szliśmy lekko z wiatrem udało się odebrać pakiety i wrócić na kwaterę nie gubiąc ich ;-).
Niedziela- pobudka, śniadanko na lekko i pakowanie. Graty do depozytu i idziemy na start. Ten był na Rynku Staromiejskim, więc bardzo blisko- wszyscy (prawie- był jeden czarny Mikołaj :-)) na czerwono, super atmosfera. Startowało około 6500 osób.



Co do naszych czasów to 2,40- bez rewelacji, ale satysfakcja z ukończenia jest. Co do samego biegu- 3/4 przebiegało duktami leśnymi. Według wykresu różnica wysokości między najwyższym a najniższym punktem to tylko 30 m, ale......... cholera jasna w lesie co chwila były pagórki ok 20m wysokości na które co chwila trzeba było wbiegać i zbiegać, wbiegać i zbiegać..... no ile można. Pewnie specjalnie tak zrobili żeby ludzi wykończyć. Może nawet przed biegem je usypali ;-).
Z ciekawostek w biegu startował też pewien ok 70 letni pan, którego widzieliśmy już w Jarosławcu, Łodzi na Dozie i jeszcze gdzieś. Niby nic, ale ten pan zawsze (bez względu na pogodę) startuje w czerwonych bokserkach- tylko w bokserkach..... i nawet wykręca dobre czasu- no cóż redukcja masy w skrajnej postaci ;-).
Po biegu zupka, bułka słodka, pączek i napoje- wszystko z darów dla biegaczy :-)- wygłodzeni, wymęczeni i to za własną kase- to trzeba być.....miłośnikiem biegania.
Niestety z mety do hostelu były dwa kilometry, ale na spokojnie doszliśmy. Dalej prychol, graty do auta i na szybkie jedzonko. W drodze powrotnej jeszcze szybkie tankowanie. Ekipa mi wracając zasnęła więc lekko przyspieszyłem co by do domku szybko wrócić.
Oczywiście nie zdążyłem kupić toruńskiej pocztówki więc musimy jechać jeszcze raz.
Franka przywieźli dziadkowie, niedziela się skończyła i wróciliśmy do obowiązków dnia codziennego.
Nie martwcie się- w międzyczasie urodziły się kolejne dwa pomysły- jak wypalą napisze. Jeśli nie to tez- może ktoś inny zrealizuje ;-).
Pozdrawiam

P.S.
Zdjęcia robione przez Agatę i Łukasza (tylko kilka naszych).

Edit.
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym o czymś nie zapomniał, czyli koszty:
-nocleg- 90pln doba za pokój dwuosobowy. Są też tańsze, ale z racji obłożenia (bieg) oraz świetnej lokalizacji wybór był prosty
-dojazd- tak naprawdę trasa dom- Toruń- dom ok 340 km. Na szczęście jakiś czas temu wpadliśmy na pomysł założenia gazu więc koszt wyniósł ok 90pln- do podziału :-). Drogi akurat były bezpłatne.
-bieg- od 60 do 160 pln w zależności kiedy się kto zapisywał. My płaciliśmy po 80.
-jedzenie- śniadanie na niedziele mieliśmy swoje, dwa rady obiado- kolacja. Tutaj już jak kto woli.
Pomijając bieg taki wyjazd można zamknąć w 300pln na dwie osoby. Chcieć to móc.
Pzdr