poniedziałek, 26 grudnia 2016

Biegiem przez święta

Witam.
Święta się kończą w towarzystwie pięknej śnieżnej aury ;-). U nas jak to w normalnej rodzinie święta częściowo w pracy. Tak to jest jak oboje pracuje zmianowo z tą różnicą że jedno dwunastkami, a drugie ósemkami. Piątek, świątek... W tym roku wypadło że w drugi dzień świąt Kasia ma dobę. Ja miałbym nockę, ale chwilowo nie pracuje. Tak wiec pozostałe dwa dni rozłożyliśmy na jednych i drugich rodziców.
Sednem jednak sprawy jest aktywność, którą w wigilię z rana wykazała się Kasia. Zrobiła sobie tradycyjną piąteczkę.
Po czym ogarnęliśmy się i pojechaliśmy do Uniejowa. Wieczorkiem przemieściliśmy się na Leniszki gdzie następnego dnia z rana Kasia zrobiła kolejną z jej ulubionych pętli.
Rankiem tego dnia zaskoczył nas Franio który odpalił dziadka sprzęt i śpiewając kolędę "grał" na klawiszach.
Mnie również udało się trochę pobiegać. I tutaj odezwało się mojej pragnienie odkrywania. Nie lubię długo biegać tą samą drogą więc co chwila zmieniam trasy. Z racji pogody bieganie po lesie i drogach nieutwardzonych odpadało- raz z Kasią pobiegliśmy i wyglądaliśmy prawie jakbyśmy się w błocie tarzali. Chciałem tez pobiec nieco więcej wiec postanowiłem- najwyżej przyjdę.
Tym sposobem udało mi się zrobić nieco ponad 13 kilometrów. Niestety podczas biegu w pewnym momencie (zielona trasa) zaczęła mi się zawieszać aplikacja wiec niedokładne oznaczenie i pomiar. Ale udało mi się pokonać ścianę. Pierwsze od nie pamiętam kiedy ponad 10 km. Trochę siąpiło, trochę zawiewało. Parę stopni na plusie. Pogoda niezbyt przyjemna, ale coś cały czas pchało do przodu- jak F. Gump.
Droga przynajmniej w teorii miała prowadzić cały czas asfaltem, ale asfalt w pewnym momencie się skończył. Tragedii nie było ale w butach zrobiło się trochę mokro. Dało się jednak bez problemu biec. Przeraziło mnie jednak nieco to:
Na szczęście po paru metrach zapaliła się lampka- halo- to co widzisz nie do końca pasuje z tym co pokazuje mapa- to właśnie od tego miejsca zaczęła wieszać się aplikacja. Gdybym nie zauważył to nie dość że pobiegł bym przez bagno to zrobił krótszy od zaplanowanych treningów.
Po powrocie mocne rozciąganie. Wieczorem z domu tak mnie nogi nap....ły że czekałem tylko żeby się położyć. Ale ten ból był tak pozytywny, że aż czekam na powtórkę.
Tak więc dzisiaj chłopaki siedzieli sami w domu- i żyjemy, nawet głodni nie jesteśmy ;-). Przed południem byliśmy w kościele wiec spacer zaliczyliśmy, ale mieliśmy iść również wieczorem z latarkami- niestety deszcz nas tym razem odstraszył, pójdziemy jutro.
Pozdrawiamy i udanej sylwestrowej zabawy życzymy.

piątek, 23 grudnia 2016

Raz dołek raz górka.

Cześć.
Ostatnio wpadłem w błędne koło siedzenia w domu, żarcia i nie robienia niczego konstruktywnego. Kłódkę z lodówki zerwałem i tak jakoś sobie czas leniwie płynął. Liczyłem na to że wraz z nowym rokiem wrócę do pracy, ale niestety póki wyniki mi się nie poprawią hematolog nie puści mnie. Zostaje dbać o siebie, łykać leki i badać się zgodnie z zaleceniami.
Co do dbania o siebie- wybrałem się dziś pierwszy raz od chyba trzech miesięcy na ściankę. Co prawda zbyt dużo nie zrobiłem- po takiej przerwie to nie dziwne. Ale chyba większy wpływ trening miał na głowę niż ciało. Posiedziałem z półtorej godzinki, obaliłem kawusie.
Nawet udało mi się zrobić wszystkie żółte drogi (te najłatwiejsze) i to większość po dwa razy. Padło też parę pomarańczowych (nieco trudniejsze). Do kilku się przystawiałem ale zrzucały. Trochę po trenuje i zrobię :-). Standardowo dołożyłem też brzuszki, pompersy oraz slacka. To chyba była bardzo dobra terapia- wydaje mi się że właśnie tego potrzebowałem.
Parę dni temu udało mi się też pobiegać. Tym razem wybrałem się na Okręglik. Cisza, spokój i praktycznie nikogo poza mną. Miło posłuchać niczego. Co prawda było to ledwie siedem kilometrów, ale zawsze coś.
Musze poszukać jeszcze jakiegoś miejsca aby robić podbiegi i zbiegi. Chyba że będę biegał Zgierką w tą i z powrotem od Włókniarzy do Kniaziewicza :-). Jest to jakieś rozwiązanie.

Jakiś czas temu wyszliśmy z Młodym po Kasie wracającą z pracy tramwajem. Oczywiście pamięć Franka nie zawiodła i jak tylko zobaczył tunel pod Zgierską od razu do niego pobiegł bawić się echem.
Zabawa była przednia, aż się co niektórzy przechodnie oglądali skąd się takie dziwne dźwięki biorą. Jak widać, słychać echo w mieście też da się znaleźć.

Co do Franka. Mam zablokowane wyjścia na służbówce, ale syn poratował mnie swoim telefonem. Co prawda wolałbym inną tapetę, ale daje rade :-).
Ważne że mogę dzwonić i pisać (na służbowym tylko przychodzące jak coś ;-)).
 
Korzystając z wolnego czasu zrobiłem też nieco przetworów ;-).
Niestety konsumować jak na razie nie mogę, ale podobno pyszne.
 
Muszę Wam się przyznać że chciałbym już wrócić do pracy. Ile można w domu siedzieć. Fakt jest dużo wolnego czasu, ale co za dużo...... Mam nadzieje że wytrwam również w treningowych postanowieniach i że w końcu wyniki się poprawią. Podobno dołki są po to aby mogły być górki.
 
Korzystając z okazji, przecież już jutro wigilia życzę Wam przede wszystkim zdrowia, pogody ducha, radości z każdej chwili i jak najwięcej aktywnie spędzonych czasu.
 
Pozdrawiam

wtorek, 13 grudnia 2016

Jak zwykle.

Witam.
Ostatnio staram się nieco rozruszać. Próbuje też trenować moją silną wolę- w miarę panuję nad dietą. Zdarzają się jeszcze napady żarłoczności i zachcianek ale jest już tego mniej :-). Nawet chyba są postępy na wadze :-), choć z twarzy podobno wyglądam jak księżyc w pełni. Ćwiczę sobie powoli w domku, troszkę biegam. W racji dobrej pogody chciałem również dorzucić rower. Niestety po dzisiejszym spotkaniu z hematologiem wiem że muszę trochę poczekać. Mam zbyt mało płytek (31 tyś, a norma 150-400 tyś) abym mógł robić coś co może wiązać się z urazem (wywrotka). Zamiast roweru musze dorzucić bieganie ;-). Powoli forma się buduje- co prawda nie tak jak kiedyś ale powoli i sukcesywnie do przodu. Jeszcze tylko żeby się wyniki unormowały i będzie spoko.
Tak sobie biegam i biegam że aż nawet prezent biegowy dostałem od żonki :-).
Brnąc dalej w temat biegania, dziś udało nam się nawet razem z Kasią potruchtać.
Zrobiliśmy sobie trochę ponad siódemeczkę w około 55 minut. Spokojnym krokiem przy lekkim mrozie. Nawet spotkaliśmy jedną biegaczkę. Super pogoda na bieganie. Mały mróz, słoneczko świeci- aż miło. Oby tak dalej, mogłoby tylko trochę przyprószyć śniegiem.
Kasiula też ostatnimi czasy w każdej wolnej chwili biega- robi formę. Czasem robi szybką dwójkę, czasem 10 kilometrów. Najważniejsze aby był ruch. Nie ważne czy gorąco czy zimno byle w ruchu.
Pozdrawiamy.

czwartek, 8 grudnia 2016

Progres

Cześć.
Ostatnio trochę siedzę w domu. Nie koniecznie bo chce, ale wyjścia nie mam. To jak już tak siedzę w tym domu to troszkę go ogarniam i tak powoli zostałem przez Katarzynę przechrzczony na kurę domową ;-). Tylko jak już mam nią być to taką z której rosół będzie miał mało ok ;-). Tak więc aby przeciwdziałać wzrostowi w szerz poza zmniejszeniem korytka zwiększyłem ilość ruchu. I tak ostatnio zamiast jechać do szpitala Kopernika mpk pojechałem rowerem.
Pomijając fakt że i tak wizytę umówiłem w innej przychodni było fajnie. Cieszę się tylko niezmiernie że wrzuciłem do plecaka tak na wszelki czapkę od biegania. Po 10 minutach jechałem w dwóch- tak zawiewało. W drodze powrotnej zahaczyłem o Pirogowa i zostawiłem Kasi niespodziankę w aucie, odebrałem Franka z przedszkola, zajrzałem do kolejnej przychodni i domek. Pod koniec już mi się ciężko pedałowało, ale satysfakcja gwarantowana. Za każdym razem progres.
 
Kasia natomiast w każdej możliwej chwili stara się iść biegać. Nie wiem czy to przez to że brakuje jej roweru czy przez obawę przed Perłami Małopolski. Biegała dziś- taka szybka piątka. Biegała również we wtorek.
Nawet Franio nie popuszcza i dziś przed myciem ząbków ćwiczył łazienkowe wspinanie ;-).

Słowem aktywni kiedy tylko się da. W sumie ja to się cieszę że w ogóle mi nie zabronili.

  A co do Frania- zakończyliśmy pierwszy etap naszego wspólnego projektu pod tytułem odnowa mamusinego roweru :-). Rower jest rozebrany na części pierwsze i przygotowany do piaskowania oraz malowania.
Siodło i widełki zaizolowane przez Frania.


Autor zdjęcia- Franciszek Karnicki :-)

Rozbiórka o dziwo obyła się bez większych niespodzianek. Jedynie korba, która przy moim rowerze (a miałem prawie taki sam) odpadała sama tutaj nie chciała puścić i uparcie siedziała na osi suportu. Na szczęście udało się ją zdemontować. Jak ruszymy dalej postaram się coś więcej opisać.

Pozdrawiamy.

niedziela, 4 grudnia 2016

I po weekendzie.

Powitać.
Teraz już przyszedł czas na faktyczny powrót. Jutro pierwszy dzień w pracy od 21.10. Boże- czuje się jakbym miał pierwszy raz iść szkoły. Dziwne uczucie. Ciekawe czy i co się zmieniło przez tyle czasu...
Weekend tradycyjnie plany były, a wyszło jak zwykle, ale i tak miło było. W sobotę rano skoczyliśmy z Frankiem mpk na rynek po magiczny składnik do przetworów. W popołudniu zabraliśmy się za nasz pierwszy wspólny projekt- odnowę mamusi roweru. Jeździła dzielnie do tej pory ale awaria któregoś pięknego ranka spowodowała że czas na remont. Jesteśmy w trakcie rozbiórki- Franek dzielnie pomaga. Jak na razie udało się rozebrać hamulce, rozkuć łańcuch, wyjąć suport z korbami (a nie szło łatwo). Zostało jeszcze nieco drobiazgów ale będę Wam na bieżąco marudził.
Na dziś zaplanowała była po raz kolejny pewna wycieczka... niestety znów musieliśmy odpuścić. Za to przed południem pojechaliśmy na basen. To znaczy my z Franiem- Kasia biegła :-). I od razu mówię ja jej nie kazałem i autem się dzielimy :-). W sumie oboje chcieliśmy dziś pobiegać a czasu nie było za dużo. Tak wiec spotkaliśmy się pod basenem- idealnie wstrzeliliśmy się czasowo. Na basenie trochę pływania, trochę szaleństwa. Po basenie wygłodzeni więc pobiegłem do biedry po pierogi ;-) (przy Studzińskiego autopauza 3,5 minuty).

5 kilometrów- 35 minut. Źle nie jest. Mamy już też wyzwanie biegowe na przyszły rok. Niestety Kasia nie jest zachwycona. Ekstermynator był jej pomysłem a ja wymyśliłem Perły Małopolski. Mam nadzieje że uda się zrealizować. Terminarz będzie w 2017 roku napięty jak.... A tym czasem poza bieganiem stały zestaw ćwiczeń plus do tego skakanka. Jeszcze tylko ściankę musze wcisnąć.
Wieczorkiem zawieźliśmy Kasie do pracy i Franio zgasł. Jak świeczuszka. Wniosłem tylko na górę taki woreczek i położyłem spać. Po drodze pytał czy mamusia sama pojechała- taki był odlot.
Niby zwykły weekend, ale jakoś mimo częściowo pracy Kasi miło spędzony.
A wycieczki nie odpuszczę.
Pozdrawiamy.

P.S.
Info na temat dzisiejszego biegu Kasi opisze później- nie zdążyłem zsynchronizować jej zegarka a zabrała do pracy ;-).

Edit.
Jak obiecałem tak piszę. Kasia spokojnym krokiem pobiegła na basen. Wyglądało to tak:
A i na basenie były nie tylko wygłupy z Młodym ale i zrobiła parę długości. Słowem ruch gdzie tylko się da.

A co do mnie- chwaliłem się że w poniedziałek wracam do pracy. W sumie nawet się cieszyłem, niestety do czasu wizyty u lekarza medycyny pracy, który stwierdził że dopóki nie skończę diagnostyki neurologicznej nie dopuści mnie do pracy. Więc lipa- znów siedzę w domu. Musze tylko coś wykombinować z ruchem, ponieważ przez leki zaczynam tyć a sama dieta raczej nie wystarczy. Lodówkę już zamknąłem na kłódkę, wymazałem z pamięci stoiska ze słodyczami. Zostaje aktywność ;-).
Pozdrawiam.