sobota, 20 maja 2017

Dziecka nie ma, a starzy kręcą ;-).

Cześć.
Korzystając z okazji że Franio pojechał na weekend do dziadków postanowiliśmy iść dziś na rowery. Jak tylko Kasia wróciła ze zdanego egzaminu na EKG wyciągnęliśmy maszyny ;-) i ruszyliśmy. Oczywiście zanim do tego wszystkiego doszło musieliśmy ustalić gdzie jedziemy, a uwierzcie nie było to łatwe ;-).
W końcu stwierdziliśmy że sprawdzimy inną trasę dojazdu Kasi do pracy- do Centrum Zdrowia Matki Polki. Chcieliśmy pojechać prosto jak w m... strzelił i okazało się że przez całą drogę jest równiutka ścieżka rowerowa i można spokojnie jechać. Problemem są jedynie niektóre światła gdzie trzeba niekiedy stać dobrych parę minut.
Jak już dojechaliśmy na miejsce Kasia pokazała mi jak dokładnie dojechać pod jej oddział- już wiem czemu nie chciała mi tego tłumaczyć- tyle tam dróg że po prostu się nie da. Przy okazji znalazłem trzy czy porzucone nie wiem, ale na pewno dawno nie jeżdżone auta.
Przy okazji Kasia odwiedziła swoje stare łódzkie kąty.
Później wpadliśmy na pomysł aby pojechać na "górkę". Tylko że ja myślałem o Rudzkiej a Kasia o śmieciówce przy Łupkowej. Tak czy siak wylądowaliśmy na Rudzkiej :-).
Stamtąd już wróciliśmy do domciu zahaczając jedynie o jadło.

Tym sposobem udało nam się wykręcić 40 kilometrów..
Co prawda aby dokręcić do równych 40 trzeba było zrobić kółko wokół bloku i śmietnika ;-) a,e finalnie udało się.
Dawno tak sobie razem nie pojeździliśmy.
Pozdrawiamy.

środa, 3 maja 2017

Nieco wolnego i to razem.

Witam.
Tak się jakoś ułożyło że ostatnich parę dni mieliśmy razem wolnych. A to ja miałem kilka dni urlopu a to Kasia troszkę luźniejszy grafik. W związku z powyższym chciałem rodzinkę zabrać w ostatni weekend na Paradę Parowozów do Wolsztyna. Niestety deficyt mimo wszystko czasu i napięty budżet wymusiły zmianę planów. Tak więc w niedziele skoczyliśmy sobie na wycieczkę Łęczyca -> Tum -> Piątek. Zrobiliśmy kanapki na drogę, spakowaliśmy się i do wozu.
W Łęczycy pojechaliśmy na zamek. Kasia w Franiem trochę po siedzieli na dziedzińcu, zakuli Babu w dyby (nie tylko ją ;-)) a ja w międzyczasie zorientowałem się co jest otwarte. Tym sposobem trafiliśmy do muzeum i na basztę. Franio o dziwo był bardzo zainteresowany zwiedzaniem. Nawet przez chwile nie było po nim widać znudzenia mimo że oglądanie muzealnych eksponatów dla czterolatka nie jest szczytem marzeń. Wszystko bardzo go ciekawiło i z uwagą słuchał jak czytamy opisy i tłumaczymy co i jak. Po muzeum przyszedł czas na wdrapanie się na wieże. Chwile popatrzyliśmy na panoramę i na dół.


 




Po wyjściu Młody stwierdził że zjadłby normalny obiadek po czym znalazł knajpkę do której nas zaprowadził. Tak po prostu. Na przewodnika się nadaje ;-).
Popas skończony- czas w drogę. Kolejny w planie był Tum, a konkretnie kolegiata która się tam znajduje. Po drodze trafił się jednak skansen Łęczycka Zagroda Chłopska. Znajduje się tu kilka wczesnośredniowiecznych chałup wraz z budynkami gospodarczymi (wszystko z wystawami wewnątrz) oraz wiatrak. Była również olejarnia i kuźnia w której pozwolono Franiowi parę razy użyć młota kowalskiego.




Tym sposobem kolegiatę w Tumie jedynie minęliśmy- może następnym razem.
Kolejnym punktem wycieczki miał być geometryczny środek Polski w Piątku. Niestety Kasia z Franiem nieco już byli zmęczeni i średnio tym zaciekawieni więc wyskoczyłem tylko na szybką fotkę i popędziliśmy do domu.
Wycieczka bardzo udana. Franio w drodze powrotnej prosił abyśmy zabrali go jeszcze w jakieś miejsce które lubimy- na pewno tak się stanie !!!.
 
Niestety w domu wpadliśmy na średnio dobry pomysł- położyć Młodego na drzemkę. Tego dnia byłem akurat na noc w pracy. Kasia napisała że zasnął dopiero w okolicach północy a wstał..... chyba po piątej. Masakra jakaś. Wróciłem po nocy chwile po 6 to bawił się w pokoju swoim jakby był środek dnia. Na szczęście udało mi się zdrzemnąć nieco biorąc go do łóżka i włączając bajki. Pomyślałem że w takim razie trzeba unormować jego rytm dnia i go zamęczyć. Pojechaliśmy w takim razie odwiedzić nasze stare łódzkie wspinaczkowe kąty. I nie chodzi o ścianki, a o miejsca gdzie będąc wzrostu właśnie Frania można się po wspinać. Pierwszym z nich jest park Mickiewicza, inaczej Julianowski. Tam obok jednego z mostków jest sporo kamieni. Część z nich jest wbetonowana wraz z cegłami tworząc całkiem przyzwoite możliwości wspinaczkowe.



Musze przyznać że całkiem tam przyjemnie. Strumyk szumi, ptaszki śpiewają ;-). Na trzech powyższych zdjęciach widać gdzie wchodziliśmy jednak problemy z dwóch ostatnich można rozwiązać na kilka sposobów- taki dziecięcy bouldering. Postaram się następnym razem wyrysować drogi na zdjęciach ;-). Po skałach odstawiliśmy auto pod dom i poszliśmy na spacer do Okręglika. Tam również poszliśmy na kamień ale też sporo chodzone było.






Tym sposobem przedreptaliśmy 6 kilometrów.
A co najważniejsze Franuś całą drogę szedł o własnych siłach. Co prawda pod koniec trzeba było nieco odwracać uwagę od zmęczenia i motywować go, ale finalnie bez większych problemów zrobił taki dystans. No i nie miał problemów z zaśnięciem, a wręcz musiałem pilnować aby na kanapie za wcześnie komara nie przyciął ;-).
 
Kolejnego dnia udało się też odbyć kilka jazd testowych na nowym rowerku. Musimy jeszcze trochę poćwiczyć, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Wyskoczyliśmy też z Maksem i Tomkiem na plac zabaw, oraz pokazaliśmy im nasze "skałki".
Wiemy już że spędzimy tu nieco czasu ekipą.
 
Popołudniu zaś Kasia udała się z Franiem do kina. Mieli pierwszy od dawna wypad tylko we dwoje. Wrócili bardzo zadowoleni. Tak rzadko się widują, że takie chwile sam na sam ze sobą są im bardzo potrzebne.
 
Dawno tak miło nie spędziliśmy razem tak dużo czasu.
 
Pozdrawiamy.