niedziela, 18 czerwca 2017

A dzisiaj tata ma wybiegane/ reanimujemy kolejny rowerek.

Witam.
Korzystając z pogody wybraliśmy się z Franiem na bieganie, niestety Kasia w pracy wiec ruszyliśmy we dwóch. Oczywiście żeby tradycji stało się za dość nie ruszyliśmy z samego rana póki chłodno, tylko praktycznie w samo południe ponieważ..... tacie nadal chciało się spać ;-) i nie mógł ściągnąć się z łóżka. Jak już się wreszcie ogarnęliśmy to Franio wpadł na pomysł że chce trochę pojeździć rowerem- tylko czemu akurat teraz. W sumie i tak byłem ubrany do biegania wiec graty zostawiłem w piwnicy, wyciągnęliśmy rowerek i zrobiliśmy parę rundek po osiedlu. Młody nieco pokręcił korbami a i ja miałem rozgrzewkę.
Ruszyliśmy. Chciałem dobiec na Śmieciówkę, wiedziałem że będzie jakieś 12,5 km. Założyłem jednak że będzie to bieg z przerwami na choćby zakup pasty polerskiej ;-). Musze się przyznać że już zanim zrobiliśmy kilometr zacząłem zastanawiać się którędy skrócić drogę. Strasznie ciężko mi się biegło. Jednak po zakupie owej pasty powiedziałem- spokojnie, powoli damy rade. I tak spokojnie nózia za nózią dotarliśmy do celu. Co prawda pod koniec podbiegu pchając przed sobą około 40kg zacząłem już nieco rzucać słowami na k i mówić jaki to jestem poj....ny, ale wtoczyliśmy się jakoś na szczyt gdzie zrobiliśmy małą przerwę.
Oczywiście Franek rześki i wypoczęty zaczął ciągać mnie po zakamarkach górki.
 
Troszkę po zwiedzał, płyny uzupełnione, parę zdjęć zrobionych wiec w drogę na obiecany plac zabaw- standardowo przy takich eskapadach na Arturówku.
Po drodze Młody dostał do zabawy monopod z aparatem wiec też miał zabawę.
Aż w końcu plac zabaw gdzie ja troszkę odpocząłem zasilając się żelikiem a Młody szalał.
Biegnąc do domu Franio znów miał zabawę ze zdjęciami.
Tym sposobem udało nam się zrobić niespełna 13,5 km. Tak na spokojnie, bez spiny. Po prostu bieg.
A jak tylko po powrocie ogarnęliśmy się postanowiliśmy zejść do podziemia i pogrzebać przy rowerach. Udało mi się ostatnio upolować parę sztuk- zobaczymy co z nich wyjdzie. Pierwotnie jeden wyglądał tak:



Jednak po niedługim czasie kręcenia śrubek zmienił swoją postać do:
Będzie rozebrany do pojedynczych śrubek, wszystko czyszczone, polerowane i składane na nowo. Kupa roboty, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Mam nadzieje że rama przejrzy po polerce ;-). Powłoki zostaną w oryginale, ale będzie błysk ;-). A jak dobrze wyjdzie to pójdzie do ludzi......
Nie wiem czemu ale bardzo lubię takie dłubanie. Sprzęty miały iść na żyletki a tak, może jeszcze ktoś na nich pojeździ. Ja odkąd zrobiłem swój uwielbiam jeździć na takich maszynach- co prawda trzeba mieć nieco pary w kopytach, ale śmigają aż miło. A i mimo wieku i pewnych wizualnych niedoskonałości wielu spogląda na nie ....chyba z podziwem, że mimo tylu lat nadal są technicznie w 100% sprawne i mogą zawstydzić wiele nowych maszyn ;-).
Pozdrawiamy.

sobota, 17 czerwca 2017

Mama ma wybiegane.

Cześć.
Niestety jak się dużo pracuje zostaje zdecydowanie mniej czasu na treningi. Tym sposobem Kasia goniąc z dyżuru na dyżur odpuszczała troszkę bieganie. Twierdzi że czasem się z nim gniewa, później godzi i tak jakoś razem funkcjonują ;-). Cały czas jednak śmiga na rowerze, nie jest to bieganie, ale jednak zawsze ruch. A moim zdaniem jazda na rowerze jest dobrym uzupełnieniem treningu biegowego i nie tylko. Być może się mylę, ale wydaje mi się że wzmacnia (poza oczywistymi nogami) brzuch, zwłaszcza dolny oraz pozwala wyrobić przy odpowiedniej intensywności kondycje oraz wytrzymałość. Taka sobie teorie stworzyłem po krótce pisząc ;-).

Tak więc dziś udało nam się z Franiem wywalić mamunie z domu aby poszła pobiegać. Fakt że z tym wywaleniem to przesadziłem, ale nieco musieliśmy ją zmotywować ponieważ sama nie mogła się zdecydować. Chyba sama w siebie zbytnio nie wierzyła. Poszła na swoją ulubioną piąteczkę:
Nie pobiła swojego rekordu, ale przebiegła. Twierdzi że musi wszystko zaczynać od początku. Wydaje mi się że jednak nie. Droga Katarzyno- dałaś rade zrobić 5km, to i niebawem dasz rade 10 ;-). Ważne że to wszystko sprawia Ci radość. Niedługo urlop, więcej wolnego czasu, zmiana otoczenia.... Postaramy się biegać tak często jak tylko będzie to możliwe, a kto wie, może pod koniec sezonu jakiś półmaraton.
Pozdrawiamy, trzymajcie się.

sobota, 3 czerwca 2017

Wybiegane.

Cześć.
Mama dziś w pracy, ja pomiędzy nockami. Wpadłem więc na pomysł że weźmiemy z Franiem wózek biegowy i troszkę pobiegamy. Chciałem nadreptać nieco więcej kilometrów niż to ostatnio bywało ale bez spiny na tempo, czas czy przystanki. Założyłem że biegniemy do lasu łagiewnickiego, tam na plac zabaw i z powrotem do domu.
Z rana udało mi się nieco odespać, zjedliśmy śniadanko i z małym opóźnieniem ruszyliśmy.

Trasa standardowa przez Radogoszcz Wschód, ulice Łabędzią do lasu i dalej wzdłuż Łagiewnickiej do Leśnictwa Miejskiego. Od tamtej pory nieco musiałem posiłkować się mapą ponieważ nie pamiętałem dokładnie tych ścieżek a nie chciałem abyśmy wybiegli w nieplanowanym miejscu ;-).
<
Tak więc robiąc małą pętlę i biegnąc również wzdłuż wycieczkowej trafiliśmy na plac zabaw przy stawach na Arturówku- było to nie całe 10km. Tam ja miałem 45 minut przerwy podczas której posiliłem się żelikiem a Franio szalał po placu zabaw. Po drodze testował również różne pozycje- siedząca, leżąca, wzdłuż, w poprzek, jak tylko się dało.



Wracając okazało się że moje kopytka zaczynają pobolewać- ciekawe czy był to zgubny wpływ przerwy czy po prostu zbyt długi dystans po przerwie. Franio jednak pokazał że można biegnąc równolegle ze mną przez jakiś czas. Później wskoczył do wózka aby za kilka chwil znów mi towarzyszyć. W pewnym momencie tak nam słońce dopiekło że aż się rozkoszulkowaliśmy ;-), ale tylko na krótko. I tak po 15 kilometrach trafiliśmy zahaczając jeszcze o tesco do domciu.
Musze przyznać że na początku zastanawiałem się czy w ogóle zrobię piątkę- na początku tak mnie kolki łapały że zaczynałem wątpić. Udało się je jednak pokonać..
Pozdrawiamy i do zobaczenia.

czwartek, 1 czerwca 2017

Oj dawno mnie tam nie było.

Witam.
Ostatnio w skałach byłem parę lat temu. Od tamtej pory za każdym razem jak szykował się jakiś wypad coś się działo i nie mogłem jechać albo w ogóle wyjazd się nie odbywał. Zawsze coś. Na szczęście wczoraj passa się odwróciła i udało się. Choć przez chwile nie było pewne czy pojedziemy to finalnie było wszystko tak jak być powinno. Ekipa zebrała się nieco większa niż zawsze. Byliśmy z Tomaszem a pomysłodawcami byli Natalia z Piotrkiem.
Będąc na miejscu poszliśmy od razu na Turnie Lechfora, jednak po kilku przystawkach przenieśliśmy się na Turnie Kursantów gdzie było zdecydowanie więcej łatwych dróg. A po tak długiej przerwie tego właśnie potrzebowaliśmy. Dodatkowo Tomasz był po raz pierwszy w skałach wiec nie chcieliśmy przesadzać z trudnościami. Także jest to formacja z dosyć prostymi drogami, ale jednak było co na niej robić. Przy okazji Tomek zdobył też nieco wiedzy. Była pierwsza asekuracja z dołem, było wchodzenie na drugiego i czyszczenie drogi ze szpeju. Był też zjazd ze stanowiska na wysokim przyrządzie. Wiem że brzmi to zagadkowo, ale są to elementy niezbędne podczas wspinaczki w skalach, których jednak na panelu się nie wykorzystuje.





 
Mieliśmy nawet popas na ciepło ;-).
 

 
A gdyby ktoś chciał zobaczyć jak to jest ;-) :
 

 

 

 

  
Już nie możemy się doczekać kolejnego wypadu. Chyba zbiera się ekipa ;-). Dzień zupełnie inny niż na co dzień. Totalny reset i odskocznia od tego co dzieje się w mieście.
Pozdrawiamy