wtorek, 28 czerwca 2016

II Extermynator 25,06,2016 Uniejów.

Witam.
W zeszłym roku odbyła się pierwsza edycja tego biegu. Niestety dowiedzieliśmy się o niej jak już było po. Podobno była łatwiejsza- wierzę na słowo. W tym roku czekaliśmy jak tylko rozpoczną się zapisy. Tym razem był to pomysł Kasi, ale namawiać mnie nie musiała. Poza nami na starcie stawił się też Łukasz.
Tym razem Łukasz od razu wypruł do przodu, wiec nawet nie było szans na szyderę z samych siebie.
Trochę przygotowywaliśmy się fizycznie (psychicznie w sumie też do startu), ale wyszło jak zwykle ;-). Wystartowaliśmy aby się sprawdzić, aby zobaczyć czy nie odpuścimy, czy dobiegniemy do końca. Dotarliśmy, i nawet zmieściliśmy się w limicie czasu. Dotarliśmy jako ostatni, ale nie odpuściliśmy!!!
Orientując się wcześniej w temacie dowiedzieliśmy się że lepiej założyć jak najgorszą odzież- może nadawać się już tylko do utylizacji po starcie. I chodzi tutaj nie tylko możliwość podarcia, ale również o to że strasznie przesiąka zapaszkiem mułu ;-). Organizatorzy zalecili również aby buty przykleić do nóg... taśmą klejącą. Dlatego że mogą zostać w bagnie gdy będziemy próbowali wyciągnąć zassaną nogę :-).
To był nasz pierwszy tego typu bieg. Bieg nie tylko w przyklejonych butach, ale również mój w "rajtach"- mokre spodnie mogłyby sporo krępować ruchy, a przyległe gacie nie ;-).
Wystartowaliśmy o 10,30 i od razu dostaliśmy popalić- trasa wiodła przez Wartę i to pod prąd. Po dotarciu na drugi brzeg trzeba było przebiec kilkanaście metrów w dół rzeki i znów się przeprawić.

Następnie wpadliśmy do parku gdzie poproszono nas aby nieco wzruszyć muł z dna wykopanej tam fosy- aromaty przednie. Podczas tego brodzenia trafiła się również przeprawa przez most, tyle że w poprzek mostu.

Po wyjściu z fosy trochę przebiegliśmy suchym lądem, dalej wyschniętym strumykiem, przeciskając się pod mostkiem do lasu.
A w lesie dla każdego coś dobrego. Trochę bagien z powalonymi drzewami i gałęziami, trochę kluczenia w pokrzywach wyższych od przeciętnego człowieka (podobno najwyższe w okolicy), trochę przeciskania się przez krzaczory. A jak już wszystko co mogło się do nas przylepić przylepiło się to wybiegaliśmy na łąkę, na pełne słońce aby to wszystko wyschło i lepiej trzymało się ubrania :-). Sprawdzaliśmy również drożność kanału między boiskiem a mostem wraz z przepustem który tam się znajduje.

Następnie trafiliśmy na kontener, w którym znajdowały się jedynie gumowe węże oraz pianki izolujące, a po nim musieliśmy przebiec przez jedyną kałuże jaka była pod mostem.
Dalej potruchtaliśmy sobie wałem przeciwpowodziowym, ale... przebiegając przez niego z jednej strony na drugą- jedenaście razy, a jak już to się skończyło musieliśmy przeskoczyć przez bele słomy.
Później zarośnięty tatarakiem kanał w którym momentami łatwiej było iść na kolanach (człowiek się nie zapadał) niż normalnie. Wtedy też pojawił się u Kasi kryzys, ale udało się go przezwyciężyć. Po drodze pojawiły się jeszcze dwie sztuczne przeszkody.
 
Następnie już na zmiany kluczyliśmy korytem strumienia Sukiennik, trochę starorzeczami, łąkami, bagnami.


Na metę doczłapaliśmy się w ostatniej chwili przed końcem limitu czasowego, za to z owacjami po nazwiskach i prysznicem.
 
A na mecie gochówa i medale.
Ogólnie bieg trudny, ale jeśli ktoś jeszcze nie próbował to zdecydowanie warto. Jako przygodę, sprawdzenie siebie, sprawdzenie ile wytrzymamy i czy mimo trudności dotrwamy do końca. My pewnie w przyszłym roku tez wystartujemy. Znajdzie się jeszcze ktoś chętny i na tyle .... postrzelony aby nam towarzyszyć?
A tak z innej beczki- poznaliśmy chyba wszystkie możliwe rodzaje dna w ciekach wodnych- piach, kamienie, muł. Muł rzadki jak zupa, gęsty tak ze gdyby nie taśma na butach to byśmy biegli na bosaka. Warto było też założyć rzeczy z których możemy już nigdy nie korzystać. I nie chodzi tutaj o brud ponieważ:
Frania dała rade, ale mimo dwóch w niej prań i dwóch w zwykłym automacie niektóre rzeczy nadal śmierdzą. Niektórzy mówili ze zapach na ciele może utrzymywać się do czterech dni (mimo kąpania, szorowania i moczenia). Ale mimo to wszystko było warto.
Na koniec jeszcze trochę mapy. Fizycznie Kasi zegarek Polar dał rade, ale w pewnym momencie stwierdził że to nie bieg bo za wolno się poruszamy i on mierzyć nie będzie, wiec tam gdzie się buntował na mapie narysowałem niebieską ścieżkę.
Jeśli tylko ktoś chce się sprawdzić i nie boi nieco ubrudzić to zapraszamy.
Trzymajcie się.

P.S.
Zdjęcia wykonane
Ewa Twardowska
Agata Szczerbiak

1 komentarz:

Unknown pisze...

To był trudny bieg ale satysfakcja że daliśmy radę wynagradza wszelki trud 😉😍