niedziela, 27 listopada 2016

Wracam.

Cześć.
Jakiś czas temu jak już pisałem miałem przyjemność zobaczyć szpital od strony pacjenta. Poleżałem sobie nieco na hematologii. Troszkę mnie tam badali, leczyli. Często w trakcie rozmów z personelem mówiono "a to pan jest z ajtipi". Wierzyłem że mnie nie obrażają ;-). Teraz już wiem że chodziło o ITP, czyli pierwotną małopłytkowość autoimmunologiczną. Na szczęście nie jest tak źle jak brzmi i nie ma podłoża w postaci innego syfu!!! Otóż mój organizm zbyt szybko niszczy płytki krwi przez co wszelkie krwotoki są u mnie trudniejsze do zatamowania. O ile? - to w zależności od ilości płytek. Niestety przy dużych ranach i co gorsza krwotokach wewnętrznych robi się poważniej, ale cóż tak już mam :-).
Pisze o tym wszystkim nie dlatego aby się chwalić, żalić, czy oczekiwać współczucia. Sprawa jest znacznie bardziej banalna- dbam o swoje 4 litery. Tak jak cukrzyk, epileptyk czy ktoś inny informuje o swojej chorobie, tak również ja.. Aby w razie "w" ktoś kto by mi pomagał wiedział czego może się spodziewać i jak reagować- poza tym nie będzie przykrego zaskoczenia że przecież powinno już nie krwawić a nadal kapie ;-).
Chciałbym Wam też opowiedzieć o innej historii ze szpitala. W drugim dniu pobytu zaproszono mnie z zaskoczenia do gabinetu zabiegowego Usadzono na leżance, potwierdzono dane. Jacob wyluzowany gada z personelem po czym słyszy prośbę o podpisanie zgody na pobranie szpiku....CO?!!??! Żałuje że nie mogłem zobaczyć swojej miny. Cóż, podpisałem- z zaskoczenia mnie wzięli. Ułożyli na boku, zdążyłem jedynie zapytać czy jakieś znieczulenie chociaż będzie. Powiedziano że miejscowe i nie będzie bardziej boleć niż mój tatuaż, na którego temat zaczęli mnie zagadywać. Musze przyznać że trwało to może z 3 minuty i bardziej bolało znieczulenie niż pobranie. Jedynie przy pobraniu czuć przez chwile takie lekkie ciągnięcie. Szpik pobierano mi z biodra.
Gdyby ktoś jeszcze zastanawiał się czy zostać dawcą szpiku, czy boli, jak się pobiera to już wie ;-). Pewnie to nie to samo, ale zawsze jakiś pogląd sytuacji ;-).

Korzystając z dosyć dobrej pogody nawet udało się wyjść na wspólny spacerek.


Co prawda nie był za długi, ale razem- to najważniejsze.

Wracam. Wracam powoli do życia oraz tego co robiłem przed przerwą. Trwała ona ponad miesiąc, ale nie robiłem dosłownie nic. Przede wszystkim wracam do starych nawyków żywieniowych. Problemem jest nieco lek który biorę- cholernie wzmaga apetyt i to na to co najgorsze. Jeszcze trochę pracy przede mną ale plan już jest. Zaczynam nawet panować nad wpiep.....aniem. W tym tygodniu włączyłem też trochę ćwiczeń. We wtorek udało mi się zrobić nawet brzuszki 5x15, pompki 5x10 i drążek 5x5. W czwartek poskakałem na skakance (pierwszy raz chyba od w-fu w podstawówce) 3x3 minuty. Po skakance chciałem powtórzyć ćwiczenia z wtorku, ale takie miałem zakwasy na brzuchu że nie mogłem zrobić nic. Zastałem się jak T54 porzucony po wojnie. Ale spokojnie i powoli robię kroki naprzód. Małe, ale sukcesywnie do przodu. W sobotę wybrałem się na bieganie. Musze się pochwalić- posłuchałem jak nigdy Kasi i nie przesadzałem. Zrobiłem sobie 3,5 km w 28 minut. Nawet z ciekawości przeprosiłem się z pulsometrem ;-). Super się biegło, truchcikiem, nózia za nózią, lekki mrozik. Bajka. Co prawda nogi mnie dziś bolą ale i tak było super.

Słowem- powrót do formy czas zacząć (a już są pewne plany biegowe).

A tak z innej beczki. Kasia cały czas jeździ do/z pracy na rowerze (nie- nie zabrałem jej auta ;-)). Dni coraz krótsze i okazało się że jej dotychczasowe oświetlenie troszkę jest za słabe. Z tylną lampką nie było problemu, ona daje tylko to że cię widać i to zadanie spełniania.Natomiast przednia do tego musi jeszcze oświetlać drogę a tu już nie było tak super. Pojechałem więc do sklepu. Pan stwierdził że takie latarki, które może polecić to tak od 200pln. Nie napisze co pomyślałem, ale postanowiłem sam zagłębić się w temat. Poza testami i porównaniami oraz danymi technicznymi sięgnąłem do strony naszego rodzimego producenta, czyli Mactronic-a. Kiedyś miałem przyjemność korzystania z ich czołówki i bardzo przypadła mi do gustu. Teraz wybór padł na latarkę o nazwie Scream 300lm.  Może służyć zarówno jako latarka ręczna jak i na rower. Daje mocny i dosyć szeroki snop światła. Kasia jest bardzo zadowolona. Opis możecie znaleźć na stronie, natomiast co ważne. Wg producenta czas pracy na 100% mocy wynosi 1,5h. W praktyce chyba było trzy razy dłużej zanim faktycznie zaczęło słabnąć światło. Warto jednak przy czymś takim wyposażyć się w akumulatorki z ładowarką. Mnie udało się ją kupić za niecało 100pln. Czy warto- moim zdaniem tak:
-dobrze świeci
-wytrzymała
-odporna na uszkodzenia.
Myślę ze spokojnie posłuży ładnych parę lat (za ten wywód nikt nie płacił ;-)).

Do zobaczenia i nie odpuszczajcie outdooru mimo mrozików.


Brak komentarzy: