poniedziałek, 30 maja 2016

Minął kolejny tydzień.

Witam.
Minął kolejny tydzień, ale chyba powinienem napisać o tym jeszcze wcześniejszym. Próbuje wrócić do dawnej formy i przy okazji zgubić oponę- nie dosyć że mnie wnerwia to podobno brzuch do mnie nie pasuje. Zacząłem od żarełka. W tym właśnie pierwszym tygodniu przerzuciłem się z zapiekanek, obiadów po korek i wieczornego opychania sie na dietę m. ż. oraz i. ż. To pierwsze wiadomo, a to drugie...- jedzonko kefirowo owocowe. Banany, jabłka, gruszki, śliwki, truskawki, słowem co się w domu znajdzie i na co mam ochotę pomielone razem z około 0,4/0,5l kefiru plus do tego łyżka miodu. Czasem zamiast tego jakiś serek wiejski- tak zazwyczaj wygląda śniadanie. Do pracy ze dwa jogurty pitne lub kupna albo domowej roboty sałatka (zależy czy chce mi się robić :-)). Co do obiadu to też często kefir z owocami, ewentualnie mrożone danie z warzywami (400-600 kcal). Co do mrożonek na patelnie gotowych w parę minut- trochę z lenistwa a trochę wolimy wykorzystać wolny czas na spacer lub wycieczkę z Frankiem zamiast siedzenie w garach. Oczywiście co jakiś czas robimy normalny domowy obiad. Czasem zamawiamy też pizzę, ale już bez podwójnego sera i kupy kiełbachy :-). Wieczorem ewentualnie coś na lekko. Muszę przyznać że nie poznaje sam siebie. Odstawiłem prawie całkowicie słodycze, czipsy nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem (a kiedyś dosyć często i to oczywiście duże paczki). Idąc za ciosem zrezygnowałem prawie całkowicie z piwa (jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B), czasem ewentualnie jakieś wino (uprzedzając nie cała butelka :-)). Pieczywo jeśli już to ciemne a zamiast pyr wolę brokuły, lub coś innego- tak cuda się zdarzają.
Pogoda również od jakiegoś czasu sprzyja wiec autem prawie nie jeżdżę- przesiedliśmy się z Frankiem na dziadkowy rowerek.
Tak więc zamiast wsadzać cztery litery w auto od samego rana pedałuje- jak na razie dziennie po około 25 km, ale chce w dni kiedy Kasia jest w pracy (a zazwyczaj pracuje do 19) jeździć gdzieś dalej z Frankiem na wycieczki aby zwiększyć ten dystans- zobaczymy co z tego wyjdzie. W powrocie do formy dużo daje mi właśnie rower. Kiedyś zanim przeprowadziłem się do Łodzi rowerem jeździłem dosłownie wszędzie. Tylko że nie wiem czy można nazwać do normalną jazdą... Ja mam jakąś taką dziwną cechę że jak wsiadam na rower to kręcę jak tylko szybko mogę i ile siły w nogach, wiec mimo że poruszamy się dziadkowym rowerkiem to trudno znaleźć kogoś kto nas wyprzedzi.
Często po pracy/ żłobie chodzimy tez z Frankiem na spacerniak, on na rowerek, ja z buta i tak robimy 2-4 km.
W tygodniu który aktualnie się kończy do tego wszystkiego dorzuciłem również ćwiczenia o których pisałem tu. Wszystko po 5 serii ale brzuszki po 15 powtórzeń, pompki po 8 a drążek po 3, przy czym drążek z nogami uniesionymi do góry i zgiętymi w kolanach (co by sobie nimi nie pomagać). Jak na razie wytrwałem pn-pt- 5 dni bez przerwy. Zakładam że będę ćwiczył codziennie, jednak mogą zdarzać się wyjątki jak na przykład w sobotę.
W sobotę startowaliśmy w Biegu Piotrkowską. W sumie bieg jak bieg. Człapaliśmy sobie pod koniec stawki. Była strasznie duszno i parno a przygotowano tylko jeden wodopój chyba na 6. kilometrze. Czas w naszej normie 1,13 minut. Postanowiliśmy że popracujemy aby te wyniki były jednak lepsze!!!
Ale za to niedziela.... będzie dla nas. Jak już się wyrwaliśmy z łóżka, ogarnęliśmy popędziliśmy do Manufaktury- miały być poustawiane stoiska Lego z okazji dnia dziecka. Jeśli mam być szczery spodziewaliśmy się czegoś innego. Kategoria wiekowa Franka skierowała nas do namiotu z Duplo gdzie umieszczono parę stanowisk gdzie tylko rodzic i jego dziecko się bawili (oczywiście były do nich kolejki) oraz basen z klockami do którego wsypano kilka opakować podstawowych klocków (brak ludzików, może ze dwa podwozia do autek, pare okienek). Franek po kilku chwilach chciał wyjść- aż się zdziwiliśmy. Poszliśmy dalej do namiotu z City (dla nieco starszych). Tutaj Frankowi się bardziej spodobało- takimi się jeszcze nie bawił. Było sporo stanowisk gdzie można było dowoli budować, ale ... były jedynie klocki do budowy więzienia. Szkoda. Pomyślałem że chociaż może uda nam się uzyskać jakiś fajny plakat Lego City- pani stwierdziła że wczoraj im brakło (impreza trwała dwa dni). Zniesmaczeni opuściliśmy duszne, przepełnione namioty i pojechaliśmy na zdrowie gdzie wyciągnęliśmy młodego rowerek z bagażnika i pojechaliśmy na lody. Po drodze było też leżenie na trawniku i gapienie się w niebo oraz gonitwa na bosaka.
Następnie mieliśmy jechać do domku, ale Kasia wpadła na pomysł- jedziemy na lotnisko? No pewnie. Dzięki uprzejmości pana przebiliśmy się na inny pas i popędziliśmy. Na płycie czekały dwa samoloty, ale jak weszliśmy na taras widokowy okazało się że zaraz rozpoczął kołowanie i start samolot linii Ryan Air do Londynu- Franek zachwycony. Później już tylko powrót do domciu podczas którego urodził nam się wspólnie nowy ciekawy pomysł- jak zrealizujemy na pewno napisze.
A wracając do ćwiczeń- na obecny tydzień (w końcu jest już 00,19) planuje brzuch po 20 w serii, pompki po 10 a drążek po 4 i oczywiście codziennie. A jak tylko będę miał wolne lub nockę to skoczę na ściankę :-). No i oczywiście rower i jakieś bieganie.
Obiecuję że jak tylko osiągnę zamierzony efekt pochwalę się :-). 
Trzymajcie kciuki.
Pozdrawiam


Brak komentarzy: