Plany mieliśmy na ten weekend motoryzacyjne. W sobotę mieliśmy jechać z Frankiem na Organika Speed Racing, które odbyło się z okolicach Della. Legalne wyścigi równoległe natomiast w niedziele wraz z mamusią na Drift Competition na Maratońską. Sytuacja rozwinęła się jednak tak że nie pojechaliśmy na żadne z zawodów- trochę zrządzenie losu, trochę lenistwo. W sumie chyba nie żałujemy.
W sobotę Kasia szła na dzień do pracy (nawet nie słyszałem jej budzika) a ja korzystając z okazji przetrzymałem Franka trochę w łóżku- przecież najpierw jedziemy pozałatwiać sprawy, a sklepy dziś dopiero od 10 :-). Po szybkim śniadaniu wsadziłem Franka na duży rower, czyli mój, nocnik na głowę i w drogę. Zrobiliśmy co było do zrobienia, wracając do domu mieliśmy podjechać w jeszcze jedno miejsce na Bema, ale po sprawdzeniu godziny stwierdziłem że braknie nam czasu- wrócimy tu. W domu przebranie młodego w ciuchy do "ciochrania" w plecak picie, chrupki, parasole oraz aparat i w drogę. Tym razem bierzemy mały rowerek. Przeszliśmy przez osiedle na stacje kolejową, nad torami na drugą stronę i dalej w kierunku ulicy Okręglik. Wstąpiliśmy do Pana który mieszka na rogu ww. ulicy z Sianokosy- "sklep" Lamus. Jeśli ktoś lubi fajne starocie to polecam- ja mógłbym tam siedzieć cały dzień. Być może ktoś z Was już tego Pana widział na Moto Weteran Bazarze. Dalej weszliśmy już do lasu i tam tradycyjnie zatrzymaliśmy się przy kamieniu co by na niego wejść.
Jednak tym razem nie skończyło się na wchodzeniu.
Zrobiliśmy 4 kilometry w około dwie godziny. Franek rozkręca się na rowerku biegowym. Chyba niedługo zaczniemy przymierzać się do zwykłego.
Z kamienia wróciliśmy sobie spokojnie do domku. Trochę brałem Frania na barana bo coś mu siły nie dopisywały. W pewnym momencie usłyszałem pierwszy raz w życiu że nasze dziecko chce do łóżeczka- Boże zamęczyłem go...
Dotarliśmy do domku, drzemka i dalej załatwiać.
Dnia kolejnego czyli w sumie dziś tradycyjnie jak to w wolne Franek wpakował się do naszego wyrka i stopniowo wybudzał każde z nas. Ciekawe kto wstanie pierwszy ;-) Chcieliśmy zabrać dziś mamusie aby pokazać jej zjazdy z górki, kamień i Pana, u którego znaleźliśmy fajny rower. Ruszyliśmy dosyć późno idąc przez krańcówkę w kierunku górki. Pierwszy raz zjeżdżał z niej parę dni temu. W trakcie zjazdów zapytałem Franie czy się boi, odpowiedział że tak, ale na pytanie czy dalej chce zjeżdżać powiedział zdecydowane tak- fajnie że próbuje przełamać słabości ;-) i daje mu to radość z nowego i z siebie.
Wzięliśmy naszą Małą Bide na barana (mamusia też trochę).
I ruszyliśmy w kierunku Pana aby pokazać mamusi rowery. Następnie mieliśmy iść na kamień. W praniu wyszło tak ze nawet nie doszliśmy do Pana- młody padł wiec wróciliśmy do domu. Jednak idąc weszliśmy do sklepu po lody. Franio trochę odpoczął i wsiadł znów na rowerek. Idziemy ze sklepu po chodniku i mówimy po raz kolejny- synku nie jedz tak blisko krawężnika bo spadniesz i się wyłożysz. Zgadnijcie co się stało... Trzeci raz dzisiaj obdarł te same miejsca. A najlepsze jest to że i tak pewnie będzie jeździł po swojemu- chyba zacznę zabierać ze sobą małą apteczkę :-). I tak powoli po lodach wraz z Gumisiami skończyliśmy niedziele.
Plany nam nie wypaliły, ale i tak było fajnie. Najważniejsze że razem spędziliśmy czas pokazując młodemu i sobie że nie ma co siedzieć w domu tylko trzeba ruszyć cztery litery i robić coś na zewnątrz- nie ważne co- byle nie w domu. A przy okazji wkręcać młodemu zajawki na sporty i pomysły na spędzanie wolnego czasu. A przy okazji można poznać kogoś ciekawego, zrobić cos nowego, przełamać swoje ograniczenia...i zaplanować kolejne głupoty :-).
Do zobaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz