niedziela, 22 maja 2016

Motoryzacyjny weekend.

Dzień dobry cześć i czołem.
Plany mieliśmy na ten weekend motoryzacyjne. W sobotę mieliśmy jechać z Frankiem na Organika Speed Racing, które odbyło się z okolicach Della. Legalne wyścigi równoległe natomiast w niedziele wraz z mamusią na Drift Competition na Maratońską. Sytuacja rozwinęła się jednak tak że nie pojechaliśmy na żadne z zawodów- trochę zrządzenie losu, trochę lenistwo. W sumie chyba nie żałujemy.
W sobotę Kasia szła na dzień do pracy (nawet nie słyszałem jej budzika) a ja korzystając z okazji przetrzymałem Franka trochę w łóżku- przecież najpierw jedziemy pozałatwiać sprawy, a sklepy dziś dopiero od 10 :-). Po szybkim śniadaniu wsadziłem Franka na duży rower, czyli mój, nocnik na głowę i w drogę. Zrobiliśmy co było do zrobienia, wracając do domu mieliśmy podjechać w jeszcze jedno miejsce na Bema, ale po sprawdzeniu godziny stwierdziłem że braknie nam czasu- wrócimy tu. W domu przebranie młodego w ciuchy do "ciochrania" w plecak picie, chrupki, parasole oraz aparat i w drogę. Tym razem bierzemy mały rowerek. Przeszliśmy przez osiedle na stacje kolejową, nad torami na drugą stronę i dalej w kierunku ulicy Okręglik. Wstąpiliśmy do Pana który mieszka na rogu ww. ulicy z Sianokosy- "sklep" Lamus. Jeśli ktoś lubi fajne starocie to polecam- ja mógłbym tam siedzieć cały dzień. Być może ktoś z Was już tego Pana widział na Moto Weteran Bazarze. Dalej weszliśmy już do lasu i tam tradycyjnie zatrzymaliśmy się przy kamieniu co by na niego wejść.
Jednak tym razem nie skończyło się na wchodzeniu.

Wpadłem na pomysł że Franio mógłby spróbować nie wejść a wspiąć się na kamień- Magdaleno- dziękuje za inspirację ;-). Od strony ścieżki już kiedyś próbowaliśmy i droga okazała się mało wspinaczkowa, więc spróbowaliśmy od strony drzewa i tyłu. Było warto a przy okazji troszkę sprzątnęliśmy gdyby ktoś chciał też skorzystać. Wyszedł z tego problem na trzy Frankońskie ruchy. Szczerze mówiąc dawno nie widziałem takiej frajdy. Chyba będziemy musieli jechać jeszcze w te wakacje do Adamowa ;-).


Kolejny cel tez już mamy na oku :-). Całość spacerku wyglądała tak.
Zrobiliśmy 4 kilometry w około dwie godziny. Franek rozkręca się na rowerku biegowym. Chyba niedługo zaczniemy przymierzać się do zwykłego.
Z kamienia wróciliśmy sobie spokojnie do domku. Trochę brałem Frania na barana bo coś mu siły nie dopisywały. W pewnym momencie usłyszałem pierwszy raz w życiu że nasze dziecko chce do łóżeczka- Boże zamęczyłem go...
Dotarliśmy do domku, drzemka i dalej załatwiać.
Dnia kolejnego czyli w sumie dziś tradycyjnie jak to w wolne Franek wpakował się do naszego wyrka i stopniowo wybudzał każde z nas. Ciekawe kto wstanie pierwszy ;-) Chcieliśmy zabrać dziś mamusie aby pokazać jej zjazdy z górki, kamień i Pana, u którego znaleźliśmy fajny rower. Ruszyliśmy dosyć późno idąc przez krańcówkę w kierunku górki. Pierwszy raz zjeżdżał z niej parę dni temu. W trakcie zjazdów zapytałem Franie czy się boi, odpowiedział że tak, ale na pytanie czy dalej chce zjeżdżać powiedział zdecydowane tak- fajnie że próbuje przełamać słabości ;-) i daje mu to radość z nowego i z siebie.

Niestety dziś coś mu jazda nie szła i się wyłożył. Na filmiku poniżej samego upadku nie ma- chyba już czułem co się dzieje (sam nieraz mocno się wyłożyłem- oj dużo szczęścia miałem) i schowałem telefon- zacząłem biec. Łubudu- oj takiej kraksy jeszcze nie było. Szczegółów opisywał nie będę, ale jak na niego spory wypadek. Na szczęście skończyło się na obdarciach i skaleczeniach.

Ja już się otrzepaliśmy, umyliśmy, opatrzyliśmy i uspokoiliśmy wytłumaczyliśmy Franiowi cierpliwie po raz kolejny że jak się jedzie to trzeba się patrzeć przed siebie bo będzie kraksa... to ustaliliśmy tym razem we dwóch, chłopaki, że nie poddajemy się i spróbujemy jeszcze raz. Niestety znów kraksa- tym razem łagodniejsza. Co zrobić- niektóre drogi mocno zrzucają, ale jaką dają frajde jak je się zrobi ...
Wzięliśmy naszą Małą Bide na barana (mamusia też trochę).
I ruszyliśmy w kierunku Pana aby pokazać mamusi rowery. Następnie mieliśmy iść na kamień. W praniu wyszło tak ze nawet nie doszliśmy do Pana- młody padł wiec wróciliśmy do domu. Jednak idąc weszliśmy do sklepu po lody. Franio trochę odpoczął i wsiadł znów na rowerek. Idziemy ze sklepu po chodniku i mówimy po raz kolejny- synku nie jedz tak blisko krawężnika bo spadniesz i się wyłożysz. Zgadnijcie co się stało... Trzeci raz dzisiaj obdarł te same miejsca. A najlepsze jest to że i tak pewnie będzie jeździł po swojemu- chyba zacznę zabierać ze sobą małą apteczkę :-). I tak powoli po lodach wraz z Gumisiami skończyliśmy niedziele.
Plany nam nie wypaliły, ale i tak było fajnie. Najważniejsze że razem spędziliśmy czas pokazując młodemu i sobie że nie ma co siedzieć w domu tylko trzeba ruszyć cztery litery i robić coś na zewnątrz- nie ważne co- byle nie w domu. A przy okazji wkręcać młodemu zajawki na sporty i pomysły na spędzanie wolnego czasu. A przy okazji można poznać kogoś ciekawego, zrobić cos nowego, przełamać swoje ograniczenia...i zaplanować kolejne głupoty :-).
Do zobaczenia.

Brak komentarzy: