piątek, 27 listopada 2015

Pętla Łagiewnicka

Witam.
Jakiś czas temu urodził mi się pomysł obiegnięcia dookoła lasu łagiewnickiego. Założyłem że wybiegam z domu (nie jadę do lasu i tam biegam) i poruszam się jak najbliżej granic lasu ale nie po ulicy- tak aby przemieszczać się duktami, ścieżkami itd.
Jak pomyślałem tak zrobiłem. Wymyśliłem sobie że akurat dziś mam wolne. Wstanę rano, zjem śniadanie mistrzów (banan pomielony z 0,5..... kefiru) zawiozę Kasie do pracy, Frania do żłoba, wrócę, przebiorę się i ruszę. Jakie było moje zaskoczenie jak zadzwonił rano Kasi telefon, tyle że nie budzik a kolega z pracy z pytaniem czy będzie dzisiaj...... była 7.15.
Wracając do sedna z 2 godzinną obsuwą ruszyłem w trasę. A wyglądało to tak:
Pogoda jak dla mnie bardzo fajna- ok -3 stopnie, bez wietrznie i troszkę prószył śnieżek. Pierwszą część trasy (do 5,5km) i ostatnią (od 13km) już znałem. Biegnąc wzdłuż Łagiewnickiej do leśnictwa łódzkiego biegniemy częściowo ścieżką rowerową:
Po drodze przy jednym ze stawów dawno nie otwierana brama (nie wiem czy to od leśnictwa czy od szpitala)- widać po wrośniętych drzewach:
Dalej biegłem posiłkując się mapą w runtasticu i trochę na orientacje ponieważ po raz kolejny okazało się że mapy nie zawierają wielu duktów i ścieżek.
Stawy obok leśnictwa (z resztą nie tylko te) lekko przymrożone:
Przemieszczając się dalej na wschód dotarłem do kapliczek św. Rocha i św. Antoniego przy Wycieczkowej:

Część ścieżek nie było ewidentnych (na zdjęciu poniżej widać bardziej wyraźny fragment) więc biegłem na czuja w nadziei że nie skrócę trasy ale też nie wybiegnę kilka kilometrów za daleko ;-):



Część trasy prowadziła wzdłuż tylnych granic i ogrodzeń prywatnych posesji, czyli koniec lasu. Od 6 do 12 kilometra co chwila były delikatne podbiegi i zbiegi ale wokół cały czas otaczały mnie spore jak na łódzkie warunki pagórki- trzeba będzie tam poćwiczyć podbiegi :-).
Troszkę biegłem również brukiem ulicy S. Działka wracając na znaną już wcześniej trasę ale od drugiej strony czyli stawy przy Arturówku:

Dalej już ulica Żucza którą do tej pory jeszcze nie biegłem (zazwyczaj poruszałem się Kasztelańską):
Niestety na końcu Żuczej był znak zakaz wjazdu teren prywatny. Tak w sumie pomyślałem że biegnę a nie jadę, ale znając moje szczęście wolałem nie ryzykować...... i pobiegłem ścieżynką wzdłuż...... hałdy ziemi i tylnych granic posesji:

Dalej dobiegając do mostku na Bzurze napotkałem sarenkę (chyba- nie znam się zbyt dobrze na dziczyźnie :-) ale zdjęcia zrobić nie zdążyłem. Dalej mostkiem i do domu starą dobrze znaną trasą:



Ogólnie zrobiłem 19,22 km w 2,27h. Nie jest to jakiś super dystans i czas ale jak na mnie myślę że nie jest źle.
Trasa ma bardzo dużo wariantów. Można ją zarówno skrócić jak i wydłużyć- wszystko zależy od inwencji i chęci. Szczegóły trasy są tutaj. O tej porze było bardzo dużo mokrych liści dzięki czemu czasem w butach też było mokro, ale.....co nas nie zabije....- ważne że woda nie chlupała ;-). Biegnąc po samym lesie spotkałem "aż" dwie osoby. Jednak myślę że nawet będąc tam w piękny weekend w porze spacerowej nie spotkacie tam tłumów.
Zdecydowanie polecam.
A jutro czas na ścianke- czyli witaj Boulder Spot Cafe.
Pozdrawiam.

P.S.
Zapomniałem dopisać że śniadanie mistrzów okazało się za słabe. Przy takim dystansie powinienem zjeść coś więcej, ale oczywiście bez przesady, ewentualnie zabrać na drogę żelik energetyczny. Człowiek uczy się na błędach......

Brak komentarzy: