Ostatnio trochę siedzę w domu. Nie koniecznie bo chce, ale wyjścia nie mam. To jak już tak siedzę w tym domu to troszkę go ogarniam i tak powoli zostałem przez Katarzynę przechrzczony na kurę domową ;-). Tylko jak już mam nią być to taką z której rosół będzie miał mało ok ;-). Tak więc aby przeciwdziałać wzrostowi w szerz poza zmniejszeniem korytka zwiększyłem ilość ruchu. I tak ostatnio zamiast jechać do szpitala Kopernika mpk pojechałem rowerem.
Pomijając fakt że i tak wizytę umówiłem w innej przychodni było fajnie. Cieszę się tylko niezmiernie że wrzuciłem do plecaka tak na wszelki czapkę od biegania. Po 10 minutach jechałem w dwóch- tak zawiewało. W drodze powrotnej zahaczyłem o Pirogowa i zostawiłem Kasi niespodziankę w aucie, odebrałem Franka z przedszkola, zajrzałem do kolejnej przychodni i domek. Pod koniec już mi się ciężko pedałowało, ale satysfakcja gwarantowana. Za każdym razem progres.
Kasia natomiast w każdej możliwej chwili stara się iść biegać. Nie wiem czy to przez to że brakuje jej roweru czy przez obawę przed Perłami Małopolski. Biegała dziś- taka szybka piątka. Biegała również we wtorek.
Nawet Franio nie popuszcza i dziś przed myciem ząbków ćwiczył łazienkowe wspinanie ;-).A co do Frania- zakończyliśmy pierwszy etap naszego wspólnego projektu pod tytułem odnowa mamusinego roweru :-). Rower jest rozebrany na części pierwsze i przygotowany do piaskowania oraz malowania.
Siodło i widełki zaizolowane przez Frania.
Autor zdjęcia- Franciszek Karnicki :-)
Rozbiórka o dziwo obyła się bez większych niespodzianek. Jedynie korba, która przy moim rowerze (a miałem prawie taki sam) odpadała sama tutaj nie chciała puścić i uparcie siedziała na osi suportu. Na szczęście udało się ją zdemontować. Jak ruszymy dalej postaram się coś więcej opisać.
Pozdrawiamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz