poniedziałek, 12 września 2016

Prawie jak normalna rodzina.

Witam.
Tak się złożyło że ten weekend udało nam się spędzić rodzinnie. Nie dość że oboje z Kasią mieliśmy wolne razem dwa dni to jeszcze nie musieliśmy tego czasu poświęcać na zakupy czy inne takie sprawy.
Sobotę spędziliśmy kolorując się w Wawie natomiast niedziele w Łodzi w siodłach.
Planów było kilka do wyboru jednak tym razem z winy Franio musieliśmy zrezygnować zarówno z wypadu do Kasi rodziców na działkę jak i z Moto Weteran Bazaru. Wszystko przez to że mogliśmy wyjść dopiero w okolicach 13. Na szczęście pozostał jeszcze jeden pomysł- Ogólnopolski Festiwal Baniek Mydlanych który odbywał się w Manufakturze. Tak więc wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy. Cóż... nazwa troszkę na wyrost- parę rozstawionych wiader z płynem oraz akcesoriami do baniek robienia. Mały namiocik ze sprzętem do kupienia oraz pan który przez mikrofon zabawiał dzieci i nie tylko z entuzjazmem z którym ja oglądam programy o polityce ;-). Udało mi się dorwać do wiaderka i sprzętu który ktoś zwolnił- zawołałem Frania jednak ten zamiast bańki robić wolał je tradycyjnie zbijać.

Po kilku chwilach miałem wokół siebie całe stado szarańczy które tylko czekało aż uda mi się zrobić jakieś bańki... Jak nam się znudziło to poczekaliśmy trochę w kolejce do trampoliny. Jak już odstaliśmy swoje stwierdziliśmy że chyba nie warto i lepiej będzie na Arturówku- chyba wreszcie otworzyli ten nowy plac zabaw. Wskoczyliśmy znów na rowerki i dalej w drogę. Okazało się że plac jest już otwarty ale również że na jednej z ławek siedzi chłopak którego przed kilkoma chwilami wyciągnięto topiącego się z wody. Patrząc na to co się z nim dzieje Kasia szybko zadzwoniła po "karetę" a my z Frankiem na prośbę dyspozytora wyszliśmy jej machać gdzie ma jechać. Ale Franio miał frajdę pokazując kierowcy gdzie ma jechać- chyba spełniło się jakieś jego małe marzenie :-). Suma summarum chłopak pojechał do szpitala a my na plac zabaw. Plac co prawda niedokończony, ale naprawdę fajny. Jest tam wiele konstrukcji których nie widziałem na innych placach- zdecydowanie warto się tam udać.

Młody jeździł też trochę crossem.
Po placu jedzonko (dla każdego coś dobrego) i dalej dla odmiany plac zabaw- a co tam. Tym jednak razem spotkaliśmy Agę z Krzyśkiem i Kubusiem- pozdrawiamy (miałem niestety dobre przeczucie ;-)).
Z placu pojechaliśmy już jednak na drobne zakupy- trzeba było zrobić jakiś obiadek do pracy na poniedziałek. Mieliśmy dziś na tyle luźny plan że jadąc do sklepu pomyśleliśmy ciekawe gdzie ta droga prowadzi i.... sprawdziliśmy :-). Jeżdżąc tak sobie zrobiliśmy 26 kilometrów.

Niestety jak się później okazało czekała nas tego dnia jeszcze jedna wycieczka, na którą nie mogliśmy już jechać rowerami... nocna pomoc lekarska. Wyszliśmy z zapaleniem krtani. A cały czas było tak ładnie i nic się nie działo- nawet katarku...
Cóż- obiad w sumie już mamy ;-), tyle że miałem zjeść go w pracy...- w tym tygodniu bawimy się w takim razie w pilota. Kurujemy się jednak szybciutka ponieważ w przyszły poniedziałek czeka nas wspólna rodzinna eskapada :-).
Do zobaczenia.

Brak komentarzy: