piątek, 15 czerwca 2018

IV. Extermynator, czyli błoto w każdej postaci.

Cześć.
W dniu 02.06.2018 miałem przyjemność po raz drugi wystartować w Extermynatorze. Jest to ekstremalny terenowy bieg odbywający się co rok w czerwcu w moim rodzinnym Uniejowie. Pierwszy raz startowaliśmy wraz z Kasią dwa lata temu. W zeszłym roku niestety musiałem odpuścić z powodu kiepskich wyników krwi. W tym roku na szczęście nie były złe więc mogłem wystartować. A musze przyznać że czekałem na start z niecierpliwością- zapisałem się jako jeden z pierwszych :-).
Tym razem liczba zawodników nie była zbyt duża- chyba wieści o biegu słabo się rozeszły....
Start w samo południe. Ustawiłem się na samym końcu stawki aby biec na spokojnie w swoim tempie i nie zamęczyć się od razu. Na pierwszych przeszkodach tworzyły się kolejki zawodników, jednak później peleton nieco się rozciągnął i takiego problemu już nie było. Pozwolicie, że nie będę opisywał całej trasy, bo w sumie nie o to chodzi... Jeśli ktoś jest mocny i lubi się porządnie zmęczyć to zdecydowanie polecam!!!
A co do samego biegu i przeszkód jakie można było w nim spotkać. Najważniejsza z nich to błoto. Błoto w każdej postaci. Gęste do tego stopnia że trzeba mieć buty przyklejone taśmą do nóg (to nie żart) żeby ich nie zgubić aż po takie konsystencji zabielonej zupy ;-). Od koloru piaskowego po czarny. Kiedyś gdzieś wyczytałem że jest to najbardziej śmierdzący bieg na terenie Polski i chyba nie tylko. Zgadzam się z tym w 100%. I to wszystko za sprawą błota, które cały rok spokojnie osadza się na dnie zbiorników a wzruszane jest przez takich szaleńców jak ja raz na rok. Tylko prawdę mówiąc to komplement a nie przywara. Na początku ciężko to znieść, jednak po kilkuset metrach już tak nie przeszkadza ;-). Ciuchy mimo paru prań nadal śmierdzą. Musze przyznać że mimo smrodu bardzo chętnie ludzie wbiegali do kolejnych bajor. Czemu? Była w nich chłodna woda :-D. Po jakimś czasie nikomu nie przeszkadzał smrodek, plątanina nenufarów, czy konary ściętych przez bobry drzew o które można było się w najlepszym przypadku wyłożyć i dać nura ;-). Ważne było to, że była opcja ochłodzenia się.
Dwa lata temu trasa biegu prowadziła środkiem fosy oraz m.in kanału. W tym roku dla odmiany trzeba było przebiegać z jednej strony na drugą. Musze przyznać że nie wiem co lepsze. Jak już wychodziliśmy z wody trasa wyprowadzała nas na tereny z suchym piachem- wiadomo, do mokrego lepiej się przyczepia ;-). Tacy oblepieni znów wracaliśmy do wody. I tak w kółko. Dla odmiany była też góra usypana z ….. piachu chyba z 5cio metrowa, na którą o ile dobrze pamiętam trzeba było z pięć wejść. Jak już człowiek odżył po parunastu metrach po równym znów na coś napotykał.
Śmierdziało, było brudno, można było doznać zranień...i było zdecydowanie warto!!!
Czy pobiegnę z przyszłym roku? Jeśli zdrowie pozwoli to na pewno tak. Czy warto wystartować? Jeśli chcesz spróbować czegoś nowego i nie boisz się ubrudzić to jak najbardziej tak.
W paru biegach już startowałem ale medal z tego cieszy najbardziej.
W tym roku udało się zejść poniżej dwóch godzin na dystansie nie całych 9 kilometrów. Prędkość jak widać za duża nie była. Mój kochany Polar zniósł bieg bez najmniejszego szwanku. Tracił gps jedynie pod wodą oraz pod przepustami ;-).
Trasa jak widać była dość płaska. Prędkość mimo że nie wysoka to i tak bardzo zróżnicowana:
 
W tym roku mam mało zdjęć, ale jest najważniejsze ;-). Gdyby jednak ktoś chciał zobaczyć jak to wygląda zapraszam na post z sprzed dwóch lat oraz na stronę biegu..
 
Musze przyznać że to chyba najważniejszy dla mnie bieg. Specyficzny a mało znany. Prawie tylko naturalne przeszkody. Trudny. I bo tego w moim rodzinnym miasteczku.
 
Już czekam na kolejny mimo że czułem go jeszcze ze trzy dni :-)
 
Pozdrawiam
 
Ciekawe czy moja krótka spina treningowa o której pisałem na fb miała wpływ na bieg ;-). Na głowę na pewno tak.

Brak komentarzy: