niedziela, 10 września 2017

Red Bull 111 Megawatt.

Witam.
Wypad na tytułową imprezę wyklarował się przez przypadek. W zeszłym roku chyba była w planach, ale coś nie poszło. W obecnym w planach jej nie było. Ale pojawiły się zapowiedzi i pytanie ze strony kolegi z pracy czy może będę jechał. Jak się okazało Bartek tym pytaniem wpisał wycieczkę do naszego kalendarza. Co prawda jej losy do ostatnich dni nie były pewne, ale to już inna sprawa ;-).
Ustalając trasę byłem w lekkim szoku gdy okazało się że do Kleszczowa mamy nieco ponad 50km. Myślałem że ponad 80 a tu taka niespodzianka. Ruszyliśmy w takim razie we trzech z Franiem i Bartkiem.
Jadąc na chyba 23 kilometry przed celem zaczęliśmy zauważać coraz częściej stojące na poboczu na sygnale radiowozy drogówki- okazało się że to już w związku z zawodami- czekają aby w razie potrzeby pomóc w płynnym przepływie aut. Zazwyczaj coś takiego widywałem w najbliższym otoczeniu wydarzeń a nie tak daleko. Od razu widać że zarówno zmagania, widowisko jak i organizacja na światowym poziomie.
Wchodząc na teren zawodów Franio dostał od pani z ochrony znalezioną flagę żółtą. Jak się później okazało była to jedna z flag służących do sygnalizacji o zdarzeniu na torze ;-).
Trochę wędrowaliśmy po terenie oglądając widowisko z różnych stron, ale również od dołu. W czasie niedzieli były trzy pokazy lotnicze jak się później okazało narzeczonych Marii Muś i Łukasza Czepiela. W sumie to nawet nie wiem czy nie podobały się Franiowi bardziej niż same wyścigi.

 
Zawodnicy w tumanach kurzu startowali w sześciu grupach po 80ciu i siódmej zdecydowanie mniej licznej.
 




Przy chyba ostatnich dwóch grupach zrezygnowano z pierwszego ostrego zakrętu z powodu wypadku trzech motocyklistów przy wcześniejszym starcie. Obyło się na szczęście podobno bez większych obrażeń.
Miejsce w którym impreza została zorganizowana ma pewną świetną cechę- doskonałe trybuny, wszystko widać jak na dłoni. Co prawda do lepszych obserwacji przydała by się lornetka lub dobry obiektyw, ale i tak miejsce super.
Co do trasy- jak to w hard enduro- gorzej się nie da.
 







Franio z pomocą nowego wujka przymierzył się do krosika.


Nieco jeszcze za duży, ale gdyby znaleźć taki malutki- pit bike- Bartek- dzięki za podanie nazwy ;-).
Później przenieśliśmy się nieco bliżej gdzie Franio miał przez chwil kilka koleżankę do kibicowania.
 




Musze przyznać że impreza super. Myślę że w przyszłym roku tu przyjedziemy, ale pewnie wybierzemy się jeszcze na jakieś inne wydarzenia Red Bulla. Tylko wtedy już na pewno zabierzemy mamę a może nawet większą ekipę. Można się spokojnie rozłożyć z jakimś siedzeniem, zabrać prowiant i spokojnie spędzić cały dzień. Zdecydowanie polecamy.

P.S.
Na zawodach jako gość był również Taddy Błażusiak wielokrotny mistrz świata w wielu dyscyplinach enduro a z pochodzenia Polak.

Pozdrawiamy

Brak komentarzy: