niedziela, 15 stycznia 2017

Koniec op....a się.

Cześć.
Przyszedł dzień powrotu do pracy. Czy nareszcie- chyba tak. Co prawda została mi jeszcze medycyna pracy, ale tym razem mam już tyle zaświadczeń "że mogę", że nie ma opcji aby mnie nie puścili ;-). Fakt, trzeba będzie się przestawić na nowy rytm dnia/ nocy, mniej wolnego czasu. Ale jednak jestem za. Poza tym nie oszukujmy się również kasa na L4 horrędalna nie jest. Liczę też na to że uda mi się wprowadzić w rytm dobowy w miarę regularne ćwiczenia domowe. Po przestoju już się rozruszałem więc czas wrzucić drugi bieg. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to że wzrosła mi ilość płytek do poziomu stosunkowo bezpiecznego. Co prawda normy pewnie już nigdy nie osiągnę, ale źle nie jest- można normalnie (z głową) funkcjonować- PLK wracam ;-).
A co do normalnego funkcjonowania korzystamy z zimy. Co prawda Franek trochę ostatnio przeziębiony był, ale sanek jakoś odpuścić nie mogliśmy. Udało się nam nawet wyskoczyć we trójkę. Nie obyło się również bez małej bitwy śnieżnej.
Pewnego razu na sankach pobawiliśmy się też aparatem. Niestety filmy nie najlepsze a i mocowanie nie wytrzymywało wstrząsów ale coś tam wyszło.

 


A dziś tak weekendowo, po wczorajszym spotkaniu z przyjaciółmi zrobiliśmy krótkie przebieżki. Najpierw Katarzyna zrobiła "wariacje" do pętli wokół osiedla nabiegając sześć kilometrów.
  Ja wybrałem wariant standardowy robiąc niecałą piątkę.
Coś ostatnio zmieniają się proporcje. Kasia za prawie każdym razem dokłada sobie dystansu a ja wróciłem do krótkich biegów. Bywa czasem i tak, ważne aby była z tego wszystkiego frajda.
Tak więc mimo śniegów, mrozów, odwilży, wichrów cały czas się ruszamy. Ruch daje radość, a ta z kolei motywuje do zwiększania ilości ruchu. I tak to się napędza z dnia na dzień.
Pozdrawiamy i do zobaczenia.

Brak komentarzy: