czwartek, 28 lipca 2016

Sunrise 2016

Cześć.
Jak do tej pory zarówno Kasia jak i ja mieliśmy w życiu różne muzyczne etapy. W dużej części znacznie różniące się od siebie. Jednak w miej więcej tym samym czasie zaczęliśmy się interesować muzyką techniczną. Jak się poznaliśmy był to jeden ze wspólnych tematów. Jak się później okazało nawet oboje bawiliśmy się w Klubie Protector, tylko Kasia w Białej a ja w Uniejowie. Z tego rodzaju muzyką wiązało się również wiele festiwali- między innymi Love Parade w Berlinie który niestety już nie istnieje. Ale w pewnym momencie usłyszeliśmy również o Sunrisie w Kołobrzegu. Słuchaliśmy setów, oglądaliśmy filmy z festiwali. Odkąd o nim usłyszeliśmy marzyliśmy aby tam pojechać, aby przeżyć to... Niestety nie udawało się aż do 2016 roku, ale czy było warto? Czy odnaleźliśmy się? W końcu ostatni raz na takiej imprezie byliśmy kilka lat temu.

Sam festiwal trwa trzy weekendowe dni. Umówiliśmy się z Kasi znajomymi że jedziemy na piątek i sobotę. W czwartek rano ruszyliśmy z Łodzi aby zawieźć Frania do Kasi rodziców (jeszcze jest nieco za młody na taki event). Kot oczywiście wylądował w Kotelu. Zaplanowaliśmy że noc z czwartku na piątek prześpimy w jakimś motelu, ewentualnie kwaterze po drodze, jednak nie dalej niż 100 kilometrów od Kołobrzegu. Miał być Szczecinek, Biały Bór, Miastko, aż w końcu wylądowaliśmy nad morzem w Chłopach u rodziny Kasi koleżanek jakieś 30 kilometrów od Kołobrzegu.
Trasa miała jakieś 540 km. Jechaliśmy po kolei z okolic Wielunia S8 do nowego odcinka A1, następnie aby uniknąć autostradowych opłat zjechaliśmy na S10, później DK 10, znów S10 i kierowaliśmy się na Sępólno Krajeńskie, Człuchów, Biały Bór, Bobolice. Jechaliśmy jak prowadziła mapa niekiedy bardzo dziurawymi i krajoznawczymi trasami- było ciekawie, ale trochę daleko.

W Chłopach- co tu dużo mówić. Zrobiliśmy rozgrzewkę przed weekendem, zaliczona też została nocna kąpiel w morzu. Rano ponownie spacer nad wodę, śniadanko i ruszyliśmy do Kołobrzegu. Na miejscu zakwaterowaliśmy się w hotelu New Skanpol. Niestety nie jest to hotel budżetowy, ale w terminie w którym szukaliśmy noclegu nie było za dużego wyboru, ale przynajmniej po ciężkiej nocy nie musieliśmy robić śniadania, było wygodnie, super czysto i w miarę blisko na plaże (około 1km) oraz do amfiteatru (około 2 km). W piątek czasu mieliśmy nie wiele wiec spędziliśmy go jedynie na krótkim spacerze.


Sam festiwal zaczynał się o 18, ale poszliśmy na 20. Przy wejściu sprawdzanie dowodów osobistych, biletów, przeszukanie czy czasem czegoś ktoś nie wnosi. Najpierw czuliśmy się jak koty nie ogarniające kuwety, jednak po zobaczeniu sceny na parkingu (a są dwie- na parkingu większa oraz amfiteatr mniejsza) poczuliśmy że to chyba będzie to. Zrobiliśmy mały obchód aby wiedzieć gdzie co i jak i bawiliśmy się. Chciałbym opisać wrażenia, ale brakuje mi słów. Pokaże w zamian kilka zdjęć oraz filmów (wybaczcie jakość ale ciężko było zrobić dobry materiał w takich warunkach telefonem).

 
 
Efektowne były nawet przerywniki pomiędzy występami artystów.
 
A tu amfiteatr.
Obawialiśmy się że nie odnajdziemy się po tylu latach przerwy- odnaleźliśmy. W piątek, a właściwie w sobotę wyszliśmy o 2 (zabawa trwała do 4), udaliśmy się do hotelu po cieplejsze ubrania i poszliśmy na plaże. Morze nocą- coś pięknego. Do tego świecąca niedaleko latarnia morska. Cisza spokój, ani żywej duszy. Taka odmiana.
W sobotę po śniadanku czym prędzej udaliśmy się na plażę. Trochę zawiewało, ale było ciepło. Ten wiatr sprawiał mylne wrażenie ze słońce aż tak nie grzeje- skutki do tej pory odczuwam ;-). Po plaży obiadek i znów na festiwal. Zabawa przednia, jednak Kasia założyła nowe nierozchodzone buty- wracała na bosaka, mając jedynie moje skarpetki na stópkach.
W niedziele po śniadaniu pakowanie, krótka wizyta na plaży, małe zakupy i komu w drogę temu...

Czy było warto? Czy warto było zrobić w sumie jakieś 1400km, spać po kilka godzin i nie odpocząć? Tak, zdecydowanie tak. Na spełnienie tego marzenia czekaliśmy jakieś 15 lat. Pomijając fakt samego wydarzenia wiem że warto marzyć, czekać i próbować marzenia realizować bo po to właśnie są. Trzeba tylko znaleźć sposób na ich realizacje...
A za rok może znów tu przyjedziemy, a może gdzie indziej.
Bardzo chciałem opisać emocje które nam towarzyszyły, ale nie potrafie, tego się nie da opisać. Czasami aż dziwne... ciarki na plecach, "gęsia skórka", aż niekiedy łzy cisnące się do oczu. Tego nie na się opisać.
Podsumowując: "Wspomnienia to najważniejsze co nam pozostaje. Zapamiętujemy te najbardziej wzruszające, płynące z głębi serca, zapisane do końca życia. Noc i dzień tego wakacyjnego weekendu pozostawiły nam kolejne niezwykłe i jedyne wspomnienie". Oficjalny film Sunrise with Ekwador 2004.
Pozdrawiamy

Brak komentarzy: