Parokrotnie zdarzyło mi się snuć plany o jakimś fajnym wyjeździe w góry z Franiem. Zawsze coś jednak stawało nam na przeszkodzie. A to coś się posypało, a to skład wykruszył. Bywało różnie.
Okazało się jednak że Frania przyjaciela tata (z resztą kilku nas tam takich jest) ma podobną zajawkę. Od słowa do słowa i udało się ogarnąć wspólny wyjazd. Z naszej strony co prawda dopiero za drugim podejściem, ale jednak.
Planistą na wyjeździe był Marcin- wspomniany wcześniej tata. Wybór padł na Beskid Żywiecki w lutym. Tam nas z Franiem jeszcze nie było. Problemem okazało się jednak to, że o ile Marcin i Łukasz już byli na takich szlajankach to my jeszcze nie. Więc trzeba się było nieco doposażyć. Przeprosiłem się ze starymi butami, spodniami. Raki nawet znalazłem. Doposażeniu, objuczeni ruszyliśmy w drogę. Czyli pod blok, skąd chłopaki nas zgarnęli- sobota rano. Ruszyliśmy do Rycerki. Podczas przystanku spotkaliśmy kolegę chłopaków z przedszkola z dziadkami.
Droga rozłożona była na trzy dni.
Pierwszego Łódź- Rycerki- Schronisko PTTK na Przegibku (4km, 380m↗, 38m↘).
Drugi dzień ze schroniska wejście na Bendoszkę Wielką, powrót do schroniska po depozyt (1,5 km, 144m↗, 144m↘) i do Bacówki PTTK na Rycerzowej (5km, 337m↗, 220m↘).
Ostatni dzień to z Rycerzowej do Rycerki i dalej do domu (6,4km, 142m↗, 601m↘).
Przyznam że nieco się obawiałem czy Franio da radę. Raz tylko poza skałami chodził po górkach. I to w ciepłych warunkach. Marcin przekonywał jednak żebym się nie martwił. Oni mają energii aż nadto, tylko chęci i motywacji brak. Miał rację :-)
Przyznam, że im bliżej celu podróży tym większe miałem obawy o warunki w górach. Jechaliśmy na wyjazd zimowy a mogło się okazać że nie będzie śniegu. Sanki specjalnie plastikowe kupiłem. Głupio tak po błocie ciągnąć ;-). Kilka kilometrów przed Rycerkami zaczął pojawiać się Śnieg.
Pełni optymizmu przebraliśmy się. Zarzuciliśmy garby i w drogę. Chcieliśmy zdążyć do schroniska przed zmierzchem. Latarki mieliśmy, ale nie chcieliśmy chłopakom robić tego pierwszego dnia.
Franio zaraz po starcie zaczął testować czy lepiej idzie się z kijkami czy bez. Czyli średnio co 3 minuty skracałem je dla niego i wydłużałem dla siebie. Po kilku razach już nie wydłużałem ;-).
Na Przegibku nie mieliśmy na początku pokoju tylko w planach spanie na glebie. Dlatego też zabraliśmy maty :-). Okazało się jednak że pokój się zwolnił i spaliśmy w szóstce. Jak już się chłopaki wyszaleli przyszedł czas na jedzenie, gadanie, plany na jutro i gry. Chłopaki wpadli na pomysł że śpią razem na górze.
Rano- kto pierwszy wstał? Chyba ledwo po 7 było a Franio już na nogach. Żeby do przedszkola tak wstawał ;-). Patrzymy przez okno a tam wieje, pada deszcz ze śniegiem i jest odwilż. Śnieg jeszcze jest ale mokry bardzo. Zjedliśmy śniadanko, z góry po zjeżdżane, więc teraz na lekko na Bendoszkę Wielką. Zabraliśmy tylko ze sobą sanki na których zjechaliśmy z górki. Zapał przychodził i odchodził, ale udało się osiągnąć cel.
Po udanym zjeździe zabraliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę. Przed nami jakieś 5km w średnich warunkach. Franio zmienił podejście. Szedł w swoim tempie, ale cały czas maszerował. Nawet na przerwę na picie trzeba było go namawiać. Jak go prosiłem aby spojrzał ponieważ chciałem mu zdjęcie zrobić dostawałem OPR że im mniej przerw tym szybciej w schronisku. Miał jeden kryzys, ale przetrwał go i dzielnie dotarł do Bacówki na Rycerzowej.
Bacówka przywitała nas zupełnie innym klimatem. Bardzo mnie urzekła bym powiedział. Frania chyba też. Chłopaki na dzień dobry otrzymali po czekoladzie. Byliśmy pierwszymi tego dnia gośćmi więc dopiero włączono ogrzewanie po naszym przybyciu. Tutaj już mieliśmy łóżka w pokoju- 6cio osobowym. Jak się okazało byliśmy sami. I w sumie dobrze- zajęliśmy całą suszarkę. Okazało się przy okazji że Franiowi nie przemokły żadne ciuchy, zupełnie nic. Dużo było do suszenia ale na szczęście tylko z zewnątrz. Mocno się tego obawiałem- nie ma nic bardziej wku...cego niż chodzić w przemoczonych ciuchach. Był i prychol, i popas, i granie. Nawet bajkę zdążyli obejrzeć ;-).
Rano przywitała nas dość dobra pogoda. Przede wszystkim lekki mróz. A że trochę wiało i zacinało śniegiem to inna sprawa. Na szczęście później się przejaśniło. Chłopaki znów spali razem. Jednak w nocy były lekkie roszady bo rano musiałem ogarnąć najpierw gdzie kto jest ;-).
Rano, okazało się również dlaczego było tylko zasilanie awaryjne (ledowy półmrok)- problem z generatorem. Bywa i tak- nam to w niczym nie przeszkadzało. Bardzo bym chciał wrócić tam również o innej porze roku.
A tym czasem komu w drogę temu....
Były przerwy na czekoladkę i na herbatę ciepłą. Przydały się też po raz kolejny sanki.
Zrobiliśmy nieco ponad 14 km. Suma podejść i zejść po 910m.
Franio przez jakiś czas po wyjeżdzie twierdził że on już nie chce w góry. Szybko jednak zmienił zdanie i postanowił że będzie jeździć ale muszą też jego kumple jechać. No to myślimy nad kolejnymi wędrówkami.
Wyjazd bardzo udany mimo nie koniecznie sprzyjających warunków. Jestem mega dumny z Frania że dał rade i zawsze walczył aby dotrzeć do celu.
Nie ma innej opcji- pojedziemy znowu.
Pozdrawiamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz