środa, 12 września 2018

Słoneczny Brzeg 08,2018

Witam.
Dawno nie pisałem, ponieważ ostatnio ubogi jestem w czas który można przeznaczyć na różnego rodzaju aktywności. Mam nadzieje że niebawem to się zmieni ;-). A jak nie ma kiedy działać to i nie ma o czym pisać.
Wracając jednak do wakacji... W tym roku pojechaliśmy wraz ze znajomymi do Bułgarii, do Słonecznego Brzegu. Polecieliśmy we dwie rodziny- czwórka dorosłych oraz troje dzieci (5, 8 i 15 lat). Przyznam że sami nie wiedzieliśmy do końca czego się spodziewać po tym miejscu. Pewne było to że z lotniska w Burgas mieliśmy jakieś 35km wiec dużo czasu w autobusie nie spędziliśmy.
Jeśli chodzi o sam Słoneczny Brzeg, cóż nie ma tam zbyt dużo do zwiedzania. Chyba ośmielę się stwierdzić że zabytków nie ma tam wcale. Jest to postkomunistyczny kurort w którym znajdziemy mnóstwo hoteli. Kurort który ma dwa życia- dzienne i nocne. Jeśli ktoś chce balować to na pewno znajdzie tam coś dla siebie. Dla plażowiczów również znajdzie się coś ciekawego.
Ogólnie jak to w naszym przypadku w hotelu tylko spaliśmy i jedliśmy. Większość czasu spędzaliśmy na plaży która jest oddalona o jakieś 15 minut spacerkiem. Plaża czysta, w morzu czasem nieco glonów (pewnego dnia wyglądało jak zupa szczawiowa :-)). Zabawa była przednia, zwłaszcza gdy przez kilka dni były naprawdę duże fale- Franio był wręcz wniebowzięty.
Poza plażowaniem wybieraliśmy się również na wycieczki. Żeby było ciekawie w różnych konfiguracjach osobowych :-).
Drugiego dnia postanowiliśmy iść wieczorem do Nessebaru, a konkretnie jego starej części znajdującej się na niewielkim półwyspie i w całości wpisanym na listę Unesco. Spacerek miał niespełna 8km w jedną stronę.
Miasteczko przepiękne. Zarówno w dzień jak i w nocy. Dodatkowo widać z niego cały Słoneczny Brzeg i na odwrót.





Niestety wracając dzieci już nam nieco wymiękły wiec skorzystaliśmy na część drogi z ciuchcio samochodu. Niestety Franio zupełnie odleciał i pozostałą cześć drogi spędził na rękach ;-).

Jednego dnia poszliśmy nawet z rana z kolegą na bieganie, jednak innego udało mi się wyrwać nieco do góry. Wpadłem na pomysł aby pobiec w góry wzdłuż drogi prowadzącej do Warny. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Wstałem chyba o 6 i ruszyłem. Lekko nie było, ale satysfakcja ogromna.




Musze przyznać że podbieg dał mi mocno popalić. Cel jednak udało się osiągnąć i przeżyć ;-).

Do Nessebaru wybraliśmy się również na wycieczkę z przewodnikiem. Co prawda była troszkę na szybko ze względu na jego spóźnienie, ale i tak było warto. Nie będę się rozpisywał o tym co i jak, bo każdy może doczytać jeśli jest zainteresowany. Polecam jednak jeśli ktoś tam będzie zajrzeć do winiarni. O ile rakija zupełnie nam nie podchodziła to wina były już zupełnie z innej bajki. Warto naprawdę.
Co do Nessebaru to fakt, warto udać się tam z przewodnikiem, ale również samemu. W sumie podczas wyjazdu byłem tam 4 razy. Na pieszo, łodzią, autobusem turystycznym i lokalnym mpk :-).
Polecam odejść troszkę od turystycznego zgiełku i zanurzyć się w puste zaułki. Pięknie tam jest:



 











Bywały też dni w których zupełnie się rozdzielaliśmy. Jednego takiego dnia Kasia z dziewczynami (w sumie we trójkę) pojechały na wycieczkę do Bałcziku do Ogrodów królowej Marii. Wycieczka twierdzą, że była ciekawa, jednak ponad 3h w jedną stronę w autobusie do najprzyjemniejszych nie należało ;-).








Innego dnia nastąpił kolejny podział i część z nas została na plaży o trójka poszła na szlajanko wzdłuż plaży i z powrotem jak gdzie nogi poniosą. Tym sposobem zrobiliśmy dyszkę.
Innego dnia wybraliśmy się całą siódemką na wieczór bułgarski do wioski znajdującej się nieco w głąb lądu. Rzuciła nam się przede wszystkim w oczy straszna różnica pomiędzy tętniącym życiem wybrzeżem a bardzo ubogą wsią. Ogromna przepaść.
Co do samego wieczoru- uraczono nas tradycyjnym obiadem po którym miały miejsce występy. Na początku występ klaunów dla dzieci a następnie pokazy w tradycyjnych strojach.








Odbył się również pokaz rytualnego chodzenia po rozżarzonych węglach. Znaleźliśmy również na miejscu niewielką cerkiew gdzie Franio zapalił świeczkę za tych których już nie ma oraz za tych którzy jeszcze z nami są.





Jednego wieczoru wybraliśmy się na plaże po zmroku. Starzy kontemplowali szum fal ;-) a dzieciaki bawiły się z latarkami.




Podsumowując. Miejsce dosyć specyficzne. Zwiedzać lokalnie praktycznie nie ma co. Jednak wystarczy nieco kreatywności, dobra ekipa i można bardzo miło spędzić czas. Mówiono nam wiele razy że po Turcji trudno się gdziekolwiek odnaleźć. Tak zgadza się. Tęsknimy za nią i na pewno tam wrócimy. Bułgaria ma jednak swój urok. Trzeba tylko spojrzeć parę dekad wstecz aby go zrozumieć.
Myślę że cała nasza siódemka jest zadowolona z wakacji i każdy znalazł coś dla siebie.
Oby więcej tak dobrze spędzonego czasu w tak fajnym gronie.
Pozdrawiamy.

P.S.
Wracając do PL mieliśmy nasz pierwszy nocny lot. Niestety chmury oraz zajęcie miejsca przy oknie przez Frania nie pozwoliły na zerknięcie jak to wygląda. Dopiero przed lądowaniem nieco było widać.

Brak komentarzy: