środa, 28 listopada 2018

Od zamku do zamku.

Cześć.
Jakiś czas temu podłapałem pomysł zwiedzenia wraz z rodzinką wszystkich zamków województwa łódzkiego. Faktem jest, że nie ma ich zbyt dużo a znajdują się w:
-Uniejowie
-Łęczycy
-Sobocie
-Oporowie
-Besiekierach
-Rawie Mazowieckiej
-Inowłodzu
-Drzewicy
-Opocznie
-Majkowicach
-Bąkowej Górze
-Piotrkowie Trybunalskim
-Bykach.
Byliśmy już w Uniejowie oraz Łęczycy. Na jedną z ostatnich niedziel zaplanowaliśmy wypad na północ województwa, czyli Sobota, Oporów i Besiekiery.
Pogoda zapowiadała się nie ciekawie, jednak postanowiliśmy że jedziemy mimo że optymizmu w nas nie było zbyt dużo;-). Oczywiście nie udało się zebrać zbyt wcześnie, ale uratowała nas krótka droga. Jako pierwsza na plan przy niedzieli poszła Sobota. Wbite w nawigacje i jedziemy. Ustawione dokładnie na zamek, dojeżdżamy a tam pole. A za nim jakieś budynki wyglądające nieco na stary PGR  i jakiś lasek. Ale droga jest więc idę sprawdzić. Ku pokrzepieniu wypatrzyłem:
Szybka zawrotka po rodzinkę i idziemy :-).


Zamek znajduje się na terenie 4 hektarowego parku. Podobno występuje tu 60 gatunków drzew. Ma
swój urok, ale niestety jest zaniedbany.



Ciekaw jestem jak wygląda o innych porach roku.
Spacerując w pewnym momencie zauważamy zamek. Jednak to co widzimy zamkiem nie jest a XIX wiecznym neogotyckim pałacem do tego częściowo otoczonym fosą. Pierwotnie stał w tym miejscu od XV wieku warowny zamek. Pod koniec XVI wieku przerobiono go na dwór obronny co bardzo zatarło jego dotychczasowy charakter. W wieku XVIII na pierwotnych fundamentach powstał neogotycki pałacyk który widzimy dziś. Wiele razy zmieniał również właścicieli.



W bezpośrednim otoczeniu znajduje się studnia oraz lodówka :-).


Wrażenia mieliśmy nieco odmienne jednak zgadzamy się że miejsce na potencjał. Myślę że ciekawie może wyglądać wiosną.
Dalej kierunek do Oporowa. Po drodze trafiamy jednak na:
Chętnych do zwiedzania brak, więc lecimy dalej. W Oporowie moja zmarznięta ekipa nie chciała zbytnio iść. Ale jak się okazało że muzeum jest czynne zmienili zdanie.
Zamek powstał w połowie XV wieku. Jest to tak naprawdę późnogotycka rezydencja obronna. Do tego jest jednym z niewielu tego rodzaju obiektów w Polsce które tak dobrze się zachowały. Otoczony jest pełnoprawną fosą oraz 11 hektarowym parkiem z rzadkimi okazami drzewostanu.



Wewnątrz znajduje się muzeum które choć nieduże warto odwiedzić.








Na koniec weszliśmy jeszcze na dziedziniec. Niestety okazało się że nie przestało padać więc do parku już się nie udaliśmy. Następnym razem.
Z powodu pogarszającej się pogody odpuściliśmy również Besiekiery. Może jak będzie biało pojedziemy ;-).
Ale że dzień był jeszcze młody skorzystaliśmy z zaproszenia wujka i ku Frania uciesze wstąpiliśmy do Kwilna na kawę i ciasteczko ;-).
Dzień mimo wszystko bardzo udany. Daleko nie byliśmy a coś ciekawego udało się znaleźć.
Pozdrawiamy.


niedziela, 7 października 2018

Aktywnie we dwóch.

Cześć.
Czasem piszę, czasem nieco mniej. Niestety mało stabilny tryb życia. Jeszcze troszkę tylko i pod tym względem wychodzimy na prostą. Normalne godziny a i Katarzyna też obiecała brać nieco więcej wolnego :-).
Może wreszcie uda się razem coś robić :-). Przyznam że doczekać się nie mogę.

A wracając do teraźniejszości. Weekend spędziliśmy we dwóch razem z Franiem. Mieliśmy na skały sporą ochotę, ale tym razem musieliśmy odpuścić. Pogoda zapowiadała się świetnie wiec aż szkoda było w domu siedzieć. Niestety moje zdanie na ten temat nie pokrywało się ze zdaniem Frania. Tak wiec na zaplanowany wyjazd zebraliśmy się w okolicach 17. Trasę miałem już zaplanowaną i do tego wiedziałem że o takiej porze w pewnych miejscach może być fajne światło do zdjęć.
W takim razie obiad zjedzony, graty spakowane i jedziemy. Franio oznajmił na starcie że tym razem ja prowadzę ;-).
Ruszyliśmy między blokami w kierunku krańcówki, a następnie ścieżkami i nieco wzdłuż torów kolejowych do ulicy Liściastej i znajdującego się na niej przejazdu kolejowego.
I prawdę pisząc Liściastej trzymaliśmy się większość drogi przystając czasem na zdjęcia, picie czy strzelanie z łuku.



Franio musze przyznać, że mimo trudnych dla niego miejscami warunków do jazdy spokojnie dawał rade. Czasem, fakt- warto było podprowadzić za niego rowerek to i tak dawał rade.
Cały czas wypytywał kiedy w końcu zatrzymamy się aby po strzelać z łuku.
Łuk żeby nie było, kupiony w samym Malborku od średniowiecznego wytwórcy łuków.
A tak właściwie nigdzie nie udało mi się znaleźć informacji jak nazywa się rzemieślnik, twórca łuków.
Cóż, jak tylko wyjechaliśmy w dogodne miejsce Franio polował z łukiem a ja lusterkiem :-).

Po ustrzeleniu przez Frania dwóch dzików udaliśmy się nieco dalej. Franio teraz polował na niedźwiedzia a ja na zachód słońca.





Słoneczko chyliło się ku zachodowi, ja nadal strzelałem a Franio czaił się w zaroślach na prawdziwie grubą zdobycz.





Po zachodzie umykając w kierunku domu trafiliśmy na las a dalej zgierską borutę.
Tam już założyliśmy czołówki. I tutaj wyjaśniając ;-). Niestety mój oraz Frania rower nie są zbytnio przystosowane do jazdy nocą. Światełko z tyłu mam, więc git. Na głowy za to założyliśmy czołówki. Jak się okazało w tej mojej padły baterie więc jechałem za Franiem. Dobrze że u niego były naładowane.
Biedny Misio zmęczony dosyć mocno ale dał radę. Ciekaw jestem czy on bardziej przejęty był zmęczeniem czy ja ewentualnym spotkaniem z na przykład dzikami....
Mało istotne- udało się w całości dojechać do Nowej Gdyni skąd na spokojnie wróciliśmy do domu testując nowy chodnik a pod domkiem spotykając mamunię :-D.
Tym sposobem udało nam się zrobić niespełna 12 km.

Na niedzielę był plan. Jak zwykle plany planami a życie swoją drogą.
Bezapelacyjnie udaliśmy się na giełdę zoologiczną na Start.
A po giełdzie przepakowanko i na Spota. Wiedzieliśmy że wszyscy są w skałach. Kończy się sezon i ludzie korzystają puki mogą. Korzystając więc z okazji całą praktycznie ściankę mięliśmy dla siebie.
Każdy miał swoje zabawki. Ja ściankę i kamizelkę z obciążeniem a Franio.... Cóż Franio poza zabawkami wymyślał nowe funkcje dla przyrządów do ćwiczeń :-).






Franio troszkę się bawił a i ja miałem nieco czasu dla siebie. Niestety jakoś przewiechy nie są mi po drodze, więc doczepiłem się do ściany widocznej po lewo wchodząc na wcześniej wspomnianą ściankę.
Tym sposobem zrobiłem 8 żółtych (łatwe) oraz 12 pomarańczowych (niego trudniejsze) dróg. Znalazłem też kamizelkę z obciążeniem- zastrzelcie mnie, ale nie wiem ile ważyła- z 10kg- Boulder Spot Cafe- może być coś w tym prawdy?
I z taką właśnie kamizelką na garbie zrobiłem jakieś 16 dróg łatwych, czyli żółtych.
Do tego chyba z 5 niebieskich, czyli trudne, tylko bez obciążenia.
A to wszystko zmierzył mój ukochany Polar M430 i nadal żyje :-).

Dziękuje za poczytanie i zapraszam ponownie :-).